Poomoc

Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

wtorek, 9 października 2012

ech, humaniści...

Słowem wstępu - studiuję (tym razem), na bardzo humanistycznym kierunku (poprzednio był już przyrodniczy (dość ścisły) i bardzo ścisły (za to przerwany)). Mamy na tym kierunku jeden matematyczny przedmiot, który powoduje w koleżankach "po fachu" płacz i zgrzytanie zębów. Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś ma problem z logarytami czy pochodnymi (choć prawidłowo wytłumaczone nie powinny sprawiać trudności). Ale żeby tak wykładać się na materiale (maksymalnie) liceum... (jak liczby naturalne i teoria zbiorów). Goddamn!
Dlaczego statystyczny ścisłowiec nie ma problemu z ogólnie pojętą kulturą, z naukami humanistycznymi tez by sobie poradził (w końcu nawet w socjologii i prawie są wskaźniki a gramatyka to dość logiczna sprawa), a rzesze humanistów na dźwięk słowa "matematyka" dostają dreszczy?
Czuję się trochę wyalienowana - często słyszę "to co Ty tu robisz?". Lubię matematykę, nawet potrafię ją dość jasno tłumaczyć (choć od lat mój poziom plasuje się gdzieś w okolicach  matury), lubię nauki humanistyczne (wybrane co prawda, ale nie można mieć wszystkiego), ba! uwielbiam nauki przyrodnicze (znam taki jeden kierunek, który łączy te cechy, ale niestety już go ukończyłam).  Czy muszę dać się zaszufladkować?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz