Poomoc

Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

wtorek, 30 listopada 2010

rekolekcje

mam bardzo zajęty grudzień, praca, uczelnia, teraz jeszcze chorowanie
wybrałam się na rekolekcje na faceooku.
http://www.facebook.com/pages/Brzytwa-po-schematach-Prawdopodobnie-pierwsze-rekolekcje-na-fb/161998730484774#!/note.php?note_id=110466059024024
dzień pierwszy (który był co prawda przedwczoraj) przypomina mi trochę moje życie - zarówno podejście do Boga, w jakiś sposób wyniesione z domu jak i podejście do autorytetów, zwierzchników etc.
Pamiętam z późnego dzieciństwa jak chciałam mieć irokeza czy kolczyki w rożnych dziwnych miejscach, słyszałam od rodziców: a co sobie pomyślą Twoi nauczyciele, którzy Cie znają jako taką grzeczną, a co powie ksiądz, a co powie babcia...
Cóż, uważam to za jeden z błędów wychowawczych moich rodziców, zresztą, trochę starsza pomyślałam "to kiedy będę mogła robić to co JA chcę, gdy zawsze będzie policjant, który stoi nad głową"
I z tego tez wynika jakiś strach przed coming outem: zawsze grzeczna, zawsze ułożona, prymuska, wzór cnót... nie jest łatwo zerwać ze schematami, zdjąć okowy wychowania i obyczajowości, żyć dla siebie, by od tego wyjść do życia dla innych.
A Bóg? Kocha. Mam nadzieję, że mnie też.

PS. A tak poza tym, ktoś mi kiedyś powiedział, że im bardziej ktoś na zewnątrz ułożony, uczesany, w kancik (nie tylko fizycznie ale głównie psychicznie), tym bardziej kipi pod pokrywką i tym większe demony siedzą głęboko.

sobota, 27 listopada 2010

Insomnia

nie mogę spać, od kilku dni, może dlatego, ze jestem chora i nie mogę oddychać przez zatkany nos, może dlatego, ze dziś spałam w dzień... może dlatego ze trochę mi się nazbierało nad głową i meczy mnie myślenie o tym, a przeważnie robię to przed zaśnięciem.

Bądź co bądź, czytam po raz kolejny HP, ściągam filmowe adaptacje i czekam, może sen przyjdzie, może mnie odwiedzisz.

Myśl na dziś: życie jest jak szydełkowa serwetka, dziergasz, dziergasz, a jak nie pozakańczasz oczek to się wszystko popruje.

Zrobiłam sobie prezent na urodziny:

A jak już o urodzinach mowa, martwię się o babcię, coraz gorzej z jej pamięcią, zapytała dziś, kiedy są moje urodziny, choć kilka minut wcześniej złożyła mi życzenia, eh.

I zatoczmy kręgiem w koło       CG
Rzućmy czar w ognisko                 da
Niech się spełnią nam marzenia     ad
Niech się spełni wszystko.             Ea
Żeby jutro było słońce,                   CG
Ptak mógł w gniazdo wrócić,          da
Aby wierzba nie płakała                 ad
I przestała smucić.                        Ea

środa, 24 listopada 2010

Marzenie powróciło

http://www.igf.edu.pl/pl/zaklady_naukowe/zaklad_badan_polarnych/obserwatoria/informacje_organizacyjne_oraz_warunki_naboru_kandydatow_na_wyprawy_polarne_organizowane_przez_instytut_geofizyki_pan

Zawsze chciałam pojechać na Spitsbergen. Odkąd poszłam na geografię pragnienie uległo zwielokrotnieniu. Po 2 roku koleżance się udało pojechać, co wzbudziło moją zazdrość (straszną). A teraz? Mam szansę się tam znaleźć albo jadąc jako pracownik naukowy, albo.. no właśnie, istnieje szansa, ze doktorat pozostanie w kwestii marzeń i co? Może wtedy, licząc na wyrozumiałość najbliższych, rzucę wszystko w cholerę i pojadę marznąć na Szpica.

Przynajmniej jakiś plan na tak zwany, złowrogi "próg dorosłości".

poniedziałek, 22 listopada 2010

dzast lajk Dżoana

nie, nie będzie o fenomenie tap madl i Dżoany Krupy..
[uwaga! frustracja!!]
będzie o tym, że "ale się dziś wkurfiłam, jestem taka wkurfiona.."
nie lubię pracy "w grupach", jako samotnik i indywidualista dopuszczam prace w grupach jedynie wtedy, gdy jej celem będzie opieprzanie się i zrzucenie roboty na innych. ale tego nie robię, bo to nieeleganckie.
Współpraca, jak sama nazwa wskazuje, zakłada równy podział pracy.
Nie lubię partaczenia, nie lubię robienia rzeczy "na odwal", nawet jeśli to tylko zadanie na ćwiczenia..
Ech, no, okropne jest jak ja próbuję z trudem coś wymyślić, kolega siedzi obok z miną "jaki jestem biedny" i mówi "bo Ty pewnie masz jakieś magiczne sposoby, bo ja to nie umiem, bo ja cośtam..." tra mieć jaja, chłopie. No, a trzeciej "współ" nie było w ogóle bo znowu jej dzieci zachorowały...

no! miałam na gorze napisać jakieś ostrzeżenie, "nie czytajcie tego", czy coś... może jednak je umieszczę. Ale wyładowałam frustracje i już mi chyba lepiej.

niedziela, 21 listopada 2010

Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść

Trzeba wiedzieć kiedy dać się pokonać, wyczuć moment gdy porażka będzie zwycięstwem.
To nie sztuka się zajechać sztuką jest poddać się (z godnością? niech będzie) i poinformować o tym innych.
Byłam w ten weekend na nocnym rajdzie na orientację "Tropiciel", po ok połowie trasy - ponad 20 km stwierdziłam, że nie dam rady dalej iść, ukochana zaczęła narzekać na nogę, a że musiałam także walczyć z jej głupią ambicją, niemal zmusiłam ją, byśmy zakończyły po 7 etapie. Bo 20 km to nie jest dużo, ale 7 godzin brnięcia po błocie już tak.

Nie lubię się poddawać, wolę udawać jako to jestem dzielna i wytrwała, szczególnie jak współpracuję z ludźmi, którzy są silniejsi ode mnie - nie pokazać im, że już nie daję rady. To długa droga prowadzi by nauczyć się porażki, zrezygnować przed końcem.

Niemniej, imprezę polecam, może za pół roku znów pójdę, ale tym razem bez spinania się, z założeniem, że możemy przerwać w każdym momencie.

[a w poczekalni jeszcze kilka artów do dokończenia, na dniach]

czwartek, 18 listopada 2010

na depresję

http://vader.joemonster.org/upload/zhc/454110e2cef308lista.jpg

ale to nieprawda....

bo tak na prawdę powodów mam wiele, aż za dużo, co jest powodem nocnego płaczu, od jakiegoś czasu niemal codziennie.
Chyba potrzebuje psychologa, czas się powoli pogodzić z tą myślą, bo zatruwanie życia bliskim problemami, które ich pośrednio dotyczą staje się nieetyczne.

Uwikłana w sieć zależności i zobowiązań czuję się jak mucha w sieci, im bardziej się szarpię, tym trudniej się wydostać a "im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było", prosta konstrukcja "im.... tym"...im bardziej będę się starała dogodzić wszystkim, tym gorzej będzie ze mną. Może kiedyś warto zacząć żyć dla siebie, własnym życiem. Tylko jak nie pokaleczyć tym całej reszty świata.

I jeszcze jedna mała konkluzja z poranka (nadal jest poranek, wręcz środek nocy, Kotek i kotek śpią obok, jedno pochrapuje, drugie mruczy), otóż: chcesz mieć dziecko, kup sobie najpierw zwierzątko, najlepiej kota. Będzie robić dokładnie odwrotnie niż to czego oczekujesz, zakazy uzna za nieistotne sugestie, zrobi słodkie oczy a dyscyplina pójdzie sobie w las..., kuweta to straszna sprawa no i na dodatek grymasi przy jedzeniu. I zmonopolizuje rozmowy w domu na tematy gastralno-wydalnicze. Jak na niego nakrzyczysz to wywoła kosmiczne wyrzuty sumienia, choć było to jak najbardziej słuszne i uzasadnione. Owinie Cię wokół palca. A jak weźmiesz stworzenie na ręce to zobaczysz w oczach taką wdzięczność, jak nigdy.

Krowy po deszczu są jednocześnie szczęśliwe i nieszczęśliwe.
Ale jakoś godzą jedno z drugim.
I nie popadają przy tym w obłęd!
Są szczęśliwe, ponieważ po miesiącach jedzenia trawy wysuszonej na wióry mogą wreszcie przeżuwać świeże, soczyste pędy. A nieszczęśliwe z powodu grasujących w wodzie pijawek, węży, piranii i licznych owadów, które bez trudu wgryzają się w ich rozmiękłą skórę.Są szczęśliwe, bo mogą pić wodę ile która chce i kiedy tylko chce, ale nieszczęśliwe, bo trudno znaleźć suche miejce do poleżenia.
Szczęśliwe bo w wodzie im trochę chłodniej, ale nieszczęśliwe, bo pod wodą zrobiło się grząsko.
I tak w kółko - ciągła huśtawka nastrojów.
Dlatego właśnie krowy są z natury spokojne - musiały przywyknąć, przystosować się i nauczyć cierpliwie znosić sprzeczności losu; albo spaść z huśtawki. Ćwiczyły ten swój spokój na długiej drodze ewolucji i teraz każdy problem egzystencjalny umieją
z namysłem przeżuuuć... przetrawić..........  i............ pozostawić za sobą.
W formie placka.
Rio Anaconda

środa, 17 listopada 2010

Urodziny

Lubię je mieć, lubię prezenty i zaangażowanie bliskoch mi osób.
To także okazja, na "nowy początek", więc szykują się zmiany, sporo zmian :)



a w planach tez dokończenie zaczętych notek, juz wkrótce...

sobota, 13 listopada 2010

wtorek, 9 listopada 2010

Narkolepsja

nie wiem co się dzieje
ciągle przemęczona, otumaniona, obolała, nie jestem w stanie wstać na zajęcia
jak lunatyk, narkoleptyczka
to nie depresja, raczej chroniczne zmęczenie
ciężka ta jesień w tym roku, deszczowa i chmurna, ale przynajmniej ładnie pachnie
to nie żadne egzystencjonalne leki, nie depresja przedurodzinowa, nie wiem co
ale chcę spać, nie żeby przestac problemy, spać by spać, by odpocząć
(a mam bardzo, bardzo mało zajęć, moglabym to jeszcze wcisnąc 2 kierunek, z którego zrezygnowałam, ostra pracę nad magisterką, rękodzieło, cokolwiek)
może dzis zakupy z A. mi jakoś rozjaśnią mroki
a apogeum ciemnosci i krótkiego dnia jeszcze przed nami, jak walczyć?

środa, 3 listopada 2010

rozdwojenie jazni

51 notka, milo
i to tyle z miłych rzeczy
smutno mi jakoś od poranka, w sumie nawet od wieczora bo:
(to będzie taki prywatny NMTŻ)
- Agata i jej sercowe komplikacje i hodowlane też
- muszę wyjechać z domu do Wrocka - i tak źle i tak niedobrze, w domu już trochę gęstawa atmosfera bo jestem tu od tygodnia, ale już zaczynam tęsknić za nimi, bo wrocławska część serca tęskni od tygodnia, i znów mam wyrzuty sumienia,że za mało z nimi przebywałam a za dużo z komputerem, że mogłam więcej wycisnąć, więcej rozmawiać, być lepsza, i znów to listopadowe "spieszny się kochać ludzi..." i to, że wrócę tu dopiero za miesiąc, może się wyrwać na jeden dzień z miasta i przyjechać powiedzieć cześć rodzicom, nie wiem, doprawdy nie wiem
- a we Wrocławiu - kochanie ale i tęsknota za domem no i  mieszkanie - jedną noga w akademiku, druga u niej (u nas?) i tak jeszcze przez miesiąc. Chce już mieszkać z nią, trochę też przez kota, ale i tak się obawiam, czy wspólne mieszkanie wszystkiego nie popsuje? Wydaje m isię ze nie, ze będzie lepiej i mniej męcząco.
- i babcia...
- I trzeba pisać magisterkę i paskudna jesień i o 15 już się robi szaro...

zwinaę się w kłębek, schować, zasnąć... mieć znów 5 lat...

Ewangelicko II

http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,8598320,Dziecko_urodzone_dzieki_in_vitro_tez_jest_dzielem.html
a można?
(o a tu Waranowe znanie na ten temat, o tu )

poniedziałek, 1 listopada 2010

Ewangelicko i przepis

Napisane wczoraj:
Dziś święto reformacji. wiec będzie ewangelicznie i ewangelicko
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awi%C4%99to_Reformacji
edit: bo protestanci są mi niezwykle bliscy
Zatem, Ewangelia
 (czytań nie przytaczam, jak ktoś chce to są tu http://mateusz.pl/czytania/2010/20101031.htm )
Panie, miłośniku życia
Zastanawiające słowa, Bóg, miłośnik życia.
I Ewangelia, o Zacheuszu, jak napisała K.:"Według starych sucharów, Jezus potwierdza tu teorię Darwina. Mówi przecież: Zacheuszu, zejdź z drzewa!"
Zacheusz był celnikiem, wredną świnią Pan do niego przyszedł  i Zacheusz  "połowę mego majątku oddał daję ubogim i krzywdy odkupił poczwórnie". Ale mnie zastanowiło coś innego: co się stało z Zacheuszem później. Czy już zawsze oddawał połowę majątku, czy po pewnym czasie zapomniał, wrócił do dawnego życia. I ja pamiętam takie "cukierki" od Boga, momenty euforii, zachwytu, ale potem to mija i dopiero wtedy się robi trudno, no, życie.

Mój proboszcz się wysilił na ładne kazanie: o tym, ze odwiedzając groby kierujemy się Miłością, taką, która nic nie żąda, idziemy do bliskich bo potrzebujemy ich milczącej obecności, bo tak kochamy, ze nie możemy przestać.. I pytanie, czy taką miłością kochamy tych, którzy żyją tu i teraz, obok nas.
A dziś Wszystkich Świętych, nie jak napisało kochanie "święto półbożków" tylko nadzieja na zbawienie. Łosiek ładnie pisze o tym na swoim blogu (jak to czyta to niech mi pozwoli podlinkować, otóż linkuję http://plagwitzer.blogspot.com/2010/11/wszystkiego-najlepszego.html )
I w ogóle, byłam na mszy w moim "starym" kościele w N., do którego chodziłam jako dziecko, i mimo ze się poprztykałam z ojcem przed wyjazdem, to TO miejsce dało jakiś spokój.
A na mszy obmyśliłam 2 nagrobki, takie funeralne myślenie, w końcu co trzeba zrobić, żeby zostać świętym? - umrzeć. Więc: anioł z piaskowca, ale taki budzący respekt, z mieczem albo leząca kobieta-anioł, wprost na płycie, może z krzyżem w ręku. Mam nadzieje ze nie będę musiała realizować tych pomysłów jeszcze przez długo.
.
A w ogóle, świetny obiad zrobiła wczoraj - gołąbki z sosem pieczarkowym, poniżej przepis dla normalnej ilości, a nie 2 kg mięsa :)
Zatem:
pół kg ryżu i tyleż mięsa mielonego
ryż ugotować na niezbyt miękko, ostudzić, dodać do niego zasmażoną cebulę, jajko, przecier pomidorowy (tak słoiczek, no do smaku), pieprz i sól i to chyba wszystko, o jeszcze czosnek.
Wyrobić, zawijać
A! kapusta! no tak, kapustę bez głąba wsadzić do wrzątku, obgotować jak zacznie się otwierać - wyjąć i zawijać, zawijać.
A kapusty na taką ilość będzie główka (noszę się z zamiarem zrobienia z pekinki, wtedy będą zieloniutkie, w takim pięknym kolorze).
Jak zawiniemy - pozostałymi liśćmi wyłożyć dno garnka, położyć gołębie, polać wodą z przecierem, tak żeby przykryło, dodać kostkę rosołową, liść laurowy, pieprz i gotować, tak z 20 minut.

I sos: 1/4 kg pieczarek, pokrojonych na ćwiartki, podsmażyć z cebulą na patelni, lekko poddusić, na koniec dodać śmietanę z mąką, przyprawić. JEŚĆ :D

a w ogolę, pierwszy raz przyszło mi do głowy, ze pieczarki, bo z pieczary :)

Na szybko

chcę uciec jak najdalej z państwa wszechobecnych spiskowych teorii i podejrzeń.
gdziekolwiek