Poomoc

Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

sobota, 30 października 2010

Wódstok


Znalazłam niedawno ten filmik na wykopie.
Lubię takich księży - normalnych, wyluzowanych, nie uważających ze młodzież to Zło i Szatan. I znam takich całkiem sporo.
Ale nie to miało być tematem notki. Uwielbiam Woodstock, byłam tylko raz, rok temu (w tym roku praca mi uniemożliwiła), ale zakochałam się od pierwszego spotkania i do szaleństwa. Woodstock to takie spokój i bezpieczeństwo. Miłość i muzyka. Jest mnóstwo ludzi i nikt nie zrobi Ci krzywdy, prawie każdy Ci pomoże, nawet poczęstuje jedzeniem, piciem czy paleniem ;). Idziesz na koncercie sam pod scenę, ok, nikt nie robi problemów, później wracasz i znajdujesz swoją ekipę w całkiem innym miejscu, ale zawsze ich znajdujesz, choć nie masz ze sobą telefonu. Spotykasz znajomych, choć ludzi tysiące. Jest cudowanie, atmosfera wakacji, młodości, hippie. Chcę tam wracać bo tam chce się wracać, zabierać wciąż nowych znajomych, by przez kilka dni w kurzu poprzebywać z masą obcych ludzi, pod namiotami, w samochodach, z flagami, kąpiąc się pod wspólnym natryskiem, jedząc u krisznowców, łażąc po piwo, litry piwa, do miasta. Jak już będę stara i brzydka, to będę tam przyjeżdżać, żeby się poczuć młodo! A co!
(Aha, wkurza i dziwi mnie krytykowanie imprezę na której się nie było, z której widziało się jedno zdjęcie, które można zinterpretować jakkolwiek.)


Kolejny odgrzewany kotlet, ale to już ostatni na dziś

dla Sztuki


http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,8532381,Czy_terror_to_dobry_sposob_na_promocje_sztuki_.html
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Wroclaw/1,104517,8519857,Artystyczny_terror_we_wroclawskiej_galerii_ArtTrakt.html
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35764,8536929,Unia_Wroclawia_z_Klajpeda_nikomu_nie_jest_na_reke.html

Powyżej, w filmie i linkach, dwie prowokacje.
Pierwsza - artystka zamknęła ludzi w galerii, dopóki nie kupią jej obrazu (a zresztą, kto zechce to obejrzy).
Jak dla mnie - kapitalna sprawa. Eksperyment ciekawy zarówno artystycznie jak i socjologicznie - reakcje grupy ludzi w zamknięciu, ich możliwość współpracy, dzielenie rol. Trochę jak rozbitkowie, jak w filmie katastroficznym. A z drugiej strony - wychodzi ludzkie, no tak, chamstwo, ordynarność, agresja. Artystka zaszokowała nie seksem czy religią ale na prawdę fantastycznym, kontrowersyjnym pomysłem. Choć nie wiem jak ja bym się zachowała, gdyby to mnie zamknęła. Z drugiej strony, reakcja niektórych ludzi napawa optymizmem - nie wszyscy zaczęli wyważać drzwi :)
Druga prowokacja -Klaus Bachmann, facet za którym niespecjalnie przepadam, założył komitet wyborczy, prześmiewczy, z hasłem "Wrocław rząda dostępu do morza". Wyśmiewanie polityki, w takie formie jest na prawdę godne zauważenia i zastanowienia.
Bachmann jest arogancki, nielogiczny, populistyczny ...jak polityk.
Pewnie akcja ta nic nie zmieni, ale... Ale ku przestrosze warto to przeczytac i się zastanowić.
Jak to powiedział mój ojciec niedawno, na pytanie, czemu nie kandyduje:  "po co sobie brudzić ręce". I słusznie.

Sprawa już trochę przejrzała,ale postanowiłam zrobić porządek w notatkach

pro life

Nie lubię pisać o sprawach kontrowersyjnych, wiec miałam nadzieję zawieruchę "in vitro" zaszczycić wymownym milczeniem, acz widzę, ze "panie Michale, larum grają", katolicy się zbroją :P
http://sorkovitz.blogspot.com/2010/10/in-vitro-uswieca-srodki.html
nie zgadzam się z tym co pisze ksiądz-autor. Zasmuca mnie to. Nie chcę być w takim Kościele, acz rzeczony ksiądz pewnie powie, ze i tak nie jestem, jako osoba homoseksualna. Nic więcej na ten temat.
Albo nie jeszcze
Fajnie mieć dzieciaczka, kupować mu śpioszki, zabawki, robić w parku zdjęcia
Widać, ze ksiądz, "dzieciaczka" nie posiada, nie czuje potrzeby miłości, może sam czuje się "fanaberią" rodziców. To przykre. Ale czy można stwierdzić, że w przypadku in vitro pragnienie dziecka jest egoistyczne, a w przypadku adopcji - nie? W każdej z tych spraw chodzi o tworzące się między ludźmi relacje. Lecz nie oceniam.
Tylko jeszcze pytanie, z jakiejś, nie pamiętam jakiej strony, dotyczącej tego, że dziecko jest owocem miłości (fizyczne i psychicznej) rodziców.
Czy miłość bezpłodna jest mniej wartościowa niż przypadkowy akt, w wyniku którego rodzi się nowe życie? Z pewnością nie.
I jeszcze jeden artykuł, tym razem bardziej optymistyczny, tez o DZIECKU. 
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8583976,Pierwsze_dziecko_zostawione_we_wroclawskim_oknie_zycia.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=1077917
Już mamy takiego pecha, że jak kobieta chce oddać dziecko do adopcji w szpitalu to spotyka się ze społecznym ostracyzmem i niestety, taki miejsca jak "okna życia" są potrzebne.
I kolejne, nie-pro-life stwierdzenie, tym razem z gg: może gdyby nie potępianie antykoncepcji, nie trzeba byłoby potępiać aborcji, bo byłaby marginalna?

piątek, 29 października 2010

Kluski ślunskie [przepis] i o domu rozważania

Dziś będzie obiadowo.
Najpierw najprostsze na świecie kluski śląski, oto przepis dla potomnych

Ziemniaków ugotowanych i ugniecionych miska, 
z której wyjmujemy 1/4 tychże, i w to miejsce wsypujemy mąkę ziemniaczaną, 
na wierzch wyjęta reszta ziemniaków i jajek tak z 1-3 (zależy ile ziemniaków), 
doprawić solą, ale niewiele.
Ugnieść
Zrobić kluchy, gotować 2-3 min od wypłynięcia, po czym wyjąć i jeść.
Podawać z czymś pasującym (jak dla mnie pasuje sos z mięskiem i kapusta kiszoną, ale w okazji piątku jest sos pieczarkowy).

Teraz przemyślenia.
Najpierw rodzinne.
Wróciłam wczoraj do domu, stąd ten obiad. Umówiliśmy się z tatą (ja i rodzeństwo), na wylocie z miasta. Jak go zobaczyliśmy, siostra pociąga mnie za rękaw i mówi "ja się zaraz rozpłaczę", tata jak nas zobaczył to tez mu się łzy w oczach zaszkliły, mama w domu to samo. A w domku: ciasto, winko, obiadek (niekoniecznie w tej kolejności). Zawsze się śmiałam z syndromu "opuszczonego gniazda". Ale wystarczy pomyśleć: masz dziecko, kochasz je, wychowujesz, a później musisz wypościć na wolność i wiesz że nie będzie wracać często. To trudne.
Podziwiam moich rodziców, ze wychowywali nas "dla świata" a nie dla siebie. Choć i tak jestem strasznie rodzinna i nie umiem żyć bez powrotów do domu.
Tak trochę nieskładnie, bo pisane z doskoku... ale, no w końcu jest notka :)

poniedziałek, 25 października 2010

re-dziękuję

(pomysł na notkę przyszedł mi dziś rano, tak w okolicach x.Witolda, zeby nie było)
tak do mnie dziś dotarło, że to juz tyle czasu.
Że z każdym dniem nabywam pewności, że (jak to powiedział znajomy ksiądz) "raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę" i te wybory wydają mi się słuszne.
Że... wiele "że", sporo zbyt osobistych, by je pisać nawet na tak prywatnym blogu.

Dziękuję. Po prostu.

A w ogole dzień był miło, seminarium mi sie nadzwyczaj powiodlo. Co się dziwić, skoro bylo nadzwyczaj dobrze przygotowane :D
Pomyslalam, ze musze cały czas być pół kroku przed konkurencją, stawka jest bowiem wysoka. Ale wierzę, że się uda. I tak, czytam "Plotka" do śniadania (kolejny hermetyczny żart).

niedziela, 24 października 2010

Niedziela misyjna

Dziś Kościół obchodzi Niedzielę Misyjną (klik). I dziś mnie w kościele naszły rożne, w związku w tym przemyślenia.
Jezus powiedział "idźcie na cały świat i głoście Ewangelię". Ok. Poszli, głosili, obeszli całą Europę i kawał innych lądów (trochę im to zajęło). Metody też nie zawsze budziły zachwyt. Ale czy moralnie jest zabierać cudzą religię, czyli również tradycje, wierzenia zakorzenione od wieków i narzucać coś nowego. Czy cena nie jest zbyt duża? Szczególnie ze Kościół posoborowy nie twierdzi już ze poza Kościołem nie ma zbawienia.

Przypominam sobie opowieści W. Cejrowskiego z  "Gringo wśród dzikich plemion", który pisał, że misjonarze (różnych wyznań) uczyli Indian swojej religii, po czym odchodzili i zostawiali ludzi z "niczym", wyzutych w własnej tradycji... np. zabraniali leczyć szamanowi i później ludzie umierali na niegroźne choroby.
Cejrowski opowiada tez o misjonarzach, którzy robili wiele dobra, lecz... działali bardziej jak lekarz, budowlaniec, opieka społeczna... czy to jest sens dzisiejszych misji? Po prostu "czyńmy dobro, czyńmy, czyńmy dobro? (taki hermetyczny żart sytuacyjny Czy dzisiejszy świat potrzebuje misji?
A może potrzebuje ich bardziej w społeczeństwie postindustrialnym, wśród ludzi wychowanych w chrześcijańskiej kulturze, lecz już daleko od wiary?
I misje wewnętrzne, jako własny rozwój, jako pogłębianie i ciągła nauka?
Przypomniało mi się gdzieś z czeluści "gdy odejdziesz to napiszemy Ewangelię".

środa, 20 października 2010

Coś dziwnego...

... dzieje się w moim kraju, czy ktoś jeszcze to ogarnia?
A ja mam wenę, nie, nie pisarską, bardziej excel'owo-magisterską.
I to by było na tyle, dobranoc.

sobota, 16 października 2010

Z ciastem przejścia [ciasto z owocami]

Nocuję dziś u siostry, żeby jej smutno nie było w pustym mieszkaniu, I jak to przy sobocie, postanowiłyśmy zrobić ciasto. Poniżej fajny przepis
Składniki: 
  4 jaja
  1 szklanka cukru
 
  0,5 szklanki oleju
  1,5 szklanki mąki
  1 łyżeczka proszku do pieczenia
  kilka kropel olejku zapachowego
+ ewentualnie owoce

Proste jak budowa cepa: utrzeć wszystko razem, dodać owocki (u nas owocków nie ma), aha ciasto jest na małą blaszkę, tortownicę.

Do tego momentu szło nieźle.
Wsadziłam je do gazowego piekarnika, z jakąś nadaktywną dyszą. Na początku było spoko, po 7 minutach płomień buchał aż za drzwiczki, a ciasto stało się murzynem, z niedopieczonym środkiem.Jak próbowałam zmniejszyć płomień to buchnął jeszcze bardziej...
Postanowiłam szukać dalej, tak łatwo się nie poddaję. Znalazłyśmy 2 prodiże, wzięłam ten nowszy, po dłuższym wysiłku wciskania wtyczki w końcu się udało, acz okazało się ze 2 cześć wtyczki nie ma ma uziemienia. Udało się też znaleźć nieuziemione gniazdko. Z dusza na ramieniu, podłączyłam prodiż do gniazdka i czekamy.
Trochę śmierdzi palonym plastikiem, ale widać ciachu jeszcze niewiele brakuje, wiec jedziemy z koksem. Kilka minut  później ciasto znów stało się murzynem. Trzeba być geniuszem, żeby 2 razy spalić jedno ciasto. Ale w środku wygląda na dopieczone, czekamy aż wystygnie i będzie je można wyjąć z blaszki.
A. mówi, ze następnym razem robimy ciasto w mikrofalówce. Może to jakiś pomysł.
A BHP to bujda.

Efekt:
po oskrobaniu góry całkiem niezłe ciasto wyszło, po przejściach :)

sobota, 9 października 2010

Dodaj swój komentarz

Idiotów nie ma dużo na świecie, ale są tak sprytnie porozstawiani, że spotyka ich się na każdym kroku
 Za to na forach internetowych chyba kumulują sie oni wszyscy. Jako, ze jestem uzależniona od informacji, czytam sporo, również z internecie, czasem, z rozpędu czytam również forum pod wiadomością. Z dzisiaj:
1. http://forum.gazeta.pl/forum/w,72,117368306,,Chca_wyjasnic_tajemnice_wroclawskiego_wojennego_.html?v=2

Artykuł o znalezieniu we wrocławskim parku szczątków dwóch mężczyzn, którzy zginęli podczas wojny. Unikam stwierdzenia "Niemców" ponieważ jeden, Ślązak (a to była odmienna narodowość przez setki lat), nosił zaskakująco brzmiące nazwisko Biskupek. Otóż, z forum możemy się dowiedzieć, że
Tu spoczęły doczesne szczątki Heinricha Biskupka, prawdziwego nazisty, wiernego Tysiącletniej Rzeszy i Fuhrerowi, który wolał odebrać sobie życie niż poddać się Sowietom. Meine Ehre heisst Treue
Człowiek ten był żołnierzem Wermachtu, obywatelem Rzeszy i jako jej obywatel odbywał służbę wojskową. Był dobrym obywatelem, nie zdezerterował, walczył  o wolność własnej ojczyzny.
Pochodzę z wielonarodowej rodziny, moje korzenie sięgają stepów Ukrainy, litewskich borów, mazurskich wiosek jak i francuskich miast. Moi przodkowie walczyli w armiach polskich, rosyjskich, napoleońskich, ludowych i krajowych. Moja babcia uczyła się w szkole polskiej, rosyjskiej i  niemieckiej, nie zmieniając miejsca pobytu. O wielu przodkach nie wiem, ich pamięć zaginęła w mrokach wojen, ucieczek, przeprowadzek.
Kim jest rodzina człowieka, który pisze takie rzeczy? Jaką ma on pewność, jaką świadomość własnego pochodzenia? Skoro udziela się na wrocławskim forum jest duża szansa ze pochodzi z wielonarodowego Lwowa, gdzie społeczności żyły pokoju i zgodzie. Polska zawsze była krajem, który przygarniał wygnańców, dawał dom uciekinierom. Krajem, w którym nie płonęły stosy, w którym szanowano religie.  Dlaczego to zagubiliśmy?
Kilka tygodni temu odwiedziła mnie rodzina z jeszcze innej części kraju - z Kaszub. Dziadek wujka był policjantem, i policjantem, w czasie okupacji pozostał, już pod władza niemiecką. Czy był zdrajcą? Czy może pilnował porządku, tak jak wcześniej, jednocześnie służąc rodakom? Bo lepszy  był policjant "swój" niż "obcy".
Mój dom wybudował Niemiec dla swojej rodziny, w 1917 roku, choć jest w rekach mojej rodziny od lat powojennych, nigdy nie zapomnieliśmy o tych, którzy tu mieszkali. Szczególnie, ze właściciel zginął tragicznie.
Budynki, w których się uczę, modlę, robię zakupy, wszystko to pamięta czasy, gdy było to inne państwo. Choć nie jesteśmy najeźdźcami, czy możemy sobie do nich rościć bezwzględne prawo? Czy wolno nam przerabiać cudze grobowce na swoje, zdejmując jedynie tablice i wywożąc cudze kości? Czy może warto zaakceptować tę wielokulturowość, wielonarodowość, z pokorą, a nie pychą zdobywców (którymi nie byliśmy, przecież byliśmy tak samo ofiarami wojny jak i ci, których stad wypędzono)


2. forum, bliższe czasowo, acz tez, choć inaczej bolesne
http://forum.gazeta.pl/forum/w,187,117367360,,Wroclawscy_geje_i_lesbijki_wychodza_z_ukrycia.html

Rozmawiałam dziś z Ukochana na temat coming outów i tego ze nadal mnie bolą wyzwiska na forach. Ona twierdzi,ze stwardnieje mi skóra. Może.
Otóż nie jestem zoofilem, nekrofilem,pedofilem, ani zboczeńcem.
Bolą mnie wyzwiska, szczególnie braci chrześcijan, bo nie przestałam wierzyć, odkąd spotkałam kobietę mojego życia, co więcej, uważam ze jest w tym, jaki Boski plan.
Może czas przestać czytać te fora.

piątek, 8 października 2010

Szczęscie

Znana południowokoreańska autorka książek o szczęściu, 63-letnia Choi Yoon-Hee, popełniła wraz ze swoim 72-letnim mężem samobójstwo – poinformował serwis newsru.com. źródło
depresja nadal trwa, falami, możliwe zapalenie okostnej (przenikliwy ból dolnych zębów od tygodnia), nie chce iść do lekarza, mam pilniejsze wydatki niż leki i nie lubię lekarzy, leczę się Scorbolamidem, strach się bać co to będzie jak przyjdzie na prawdę paskudna jesień... Nie umiem sobie z Tym radzić, to cały czas siedzi we mnie, nawet jak sie udaje zaleczyć to i tak jest...

środa, 6 października 2010

Kryzys ukończenia studiów

http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/539046,Miec-25-lat-w-polsce.html

W zasadzie, w tym powyższym artykule najbardziej poruszył mnie początek.
Ot, czuję to co autor - mam te -dzieścia lat, za rok kończę studia i zamiast świetlanej przyszłości widzę wielka czarna plamę.
Nienawidzę dorosłości, przytłacza mnie to ciągłe muszę
Muszę muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę muszę muszę muszę
Muszę znaleźć pracę, chociaż dorywczo, bo o stałej to nie mam co marzyć, czas ( i mus) uniezależnić się od rodziców, wziąć się za pracę magisterską, bo promotor grzmi, zresztą wolę robić to mając czas i spokój, bez bata nad głową i w ogóle przemyśleć, co ja tak na prawdę chcę robić w życiu. Bo co z doktoratem to nie wiadomo i w ogóle, konkurencja straszna, perspektyw po tych moich kochanych studiach z zasadzie żadnych, wyjechać nie mogę, ani nie chcę, bo jestem zakotwiczona tu, w tym mieście nawet i nie chce tego zmieniać. Wiec co teraz? Tesco? Promocje sera i kart kredytowych? No i chciałabym jeszcze coś postudiować, ale muszę mieć środki a ich zdobycie to czas... błędne koło.
Mogę mieć nudna, biurową pracę - ok, nie mieczy mnie to, ani nie zanudza przekładanie papierków, to coś dobrego na mój perfekcjonizm i pragnienie spokoju i stabilizacji i lepsze to niż stanie 6 godzin...
Czuje się jałowo i bezproduktywnie, Czuje ze stoję w miejscu - potrzebuję zrobić coś, dla kogoś, dla siebie, dla świata... Wolontariat? Nie mam czasu ani pieniędzy..
Rozwój? to samo..
No, chyba ze znajdę satysfakcjonującą, rozwijającą pracę w przywozowym wymiarze godzinowym i finansowym... marzenie co?






a może to luksus żyć tylko 5 lat ..

A w ogóle to jakaś depresja się mnie uczepiła...wszystko mnie wkurza/smuci... ludzie as okropni, denerwuje mnie ich zapach, przytłacza obecność, słowa...
O Depresja wraca? Witam Panią, dawno się nie widziałyśmy, zapraszam na herbatkę...
No i jestem bezdomna, bo akademik remontują, siedzie Ukochanej na głowie, przyzwoicie byłoby się w końcu wyprowadzić...
Goni mnie gdzies chęć ucieczki. Ale dałam się oswoić. Zostaję.

(notka o depresji w przygotowaniu, jak mnie juz zlapie do cna),

pozdrowienia znad listu motywacyjnego 

poniedziałek, 4 października 2010

Posłowacko

Kocham Słowację!
Język jest piękny, wszędzie Tatry, mnóstwo jaskiń, aż chce się powiedzieć ninnini!
Zdjęć oczywiście nie mam,z braku aparatu (tak, są jeszcze tacy ludzie)
No, a poza Tym? Długie rozmowy z ludźmi, gry z karty, kuku na rozkazy, kalambury... Łażenie po jaskiniach, gór mało bo pogoda nie pozwalała, ładne widoki ostatniego dnia.
Acz istota ze mnie mało społeczna, denerwowało mnie juz zaludnienie przestrzeni, jak dobrze wrócic do domu (znaczy do ukochanej). Bo od środy juz akademik (znaczy muszę dostac wypłatę,  żeby sie tam zalogować).
A od dziś kierat - promotor kazał mi sie wziac do pracy... zatem się biorę. I to by było na tyle :)