Poomoc

Pajacyk, Wspieraj Dobro, Okruszek, Polskie Serce, Habitat, Pusta Miska, Wyklikaj Żywność - Kliknij i Pomóż

środa, 29 grudnia 2010

tęczowo

http://www.wiara-tecza.pl/hot-news-1/powitanie
sama nie potrafilabym tego tak dobrze ująć, lecz podpisuję się całym sercem pod tym postem.
I czekam na wrocławską grupę.

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Aut

kolejny outing, tym razem przed znajomymi. Wyglądało to mniej więcej tak:
[Just]: a Ty, D. masz chłopaka?
[D czyli ja]: nooo, chłopaka to nie
[J]: przyjaciela? :>
[D]: nieee..
[J]: kochanka?
[D]: nieee..
[J]: sponsora?!
[D]: nie
[J]: to kogo?
[D]: rozszesz obszar poszukiwań
[J]: eee przyjaciółkę?
[D]: mhm
[J]: ale taką przyjaciółkę, ze przyjaciółkę, czy TAKĄ przyjaciółkę?
[D]: tak
[J]: eeeee to... eeee to... no fajnie

no, tak właśnie. kolejny "obszar" życia już wie. Mimo ich konsternacji, ciesze się.

niedziela, 26 grudnia 2010

Ewengelicko po raz kolejny

źle się czuję w kościele i Kościele, nawet w tak radosne dni jak teraz.
Coraz mocniej dążę do protestantyzmu, powody? Oto powody:
- [obrazoburczy] kult świętych
- spowiedź niepowszechna
- interpretacja Pisma
- małżeństwa kapłanów
- kapłaństwo kobiet
- i kilka innych rzeczy jeszcze.

W zasadzie przez kilka ostatnich lat powstrzymywało mnie "wezmę ślub kościelny w moim kościółku i będzie tak słodko-złoto-beżowo-kolorowo". Jako, że nie wezmę ślubu kościelnego, ostatni powód padł (dzięki Bogu poznałam Ją). Teraz pytanie "kiedy i jaki Kościół". Może już wkrótce. Będę nie tylko mniejszością seksualną ale też religijną.

A, jeszcze zaczęłam czytac biografię obecnego papieża. Co przeknuje mnie, że to chyba przestaje być Kosciol dla mnie (jak przeczytam całość to opiszę)

Miałam jeszcze napisać, że 2 czytanie dzisiaj było jednym z najbardziej aktualnych, jakie znam, to takie wytyczne dla rodziny. I jeszcze jedno przemyslenie z mszy: Józef w pewnym sensie adoptował Jezusa.

sobota, 25 grudnia 2010

Świąteczny misz-masz

Przede wszystkim:
Szczęsliwych, spokojnych, rodzinnych świąt wszystkim.
[tu będzie ladne zdjecia, jak je zgram z aparatu]
jako, ze napisanie spójnej notki mnie przerasta, będzie niespójna.
Lubie święta, są takie rodzinne i niecodzienne. I religijne i trochę świeckie też. I są prezenty i życzenia i jedzenie.
I nie wiem co więcej napisać, ale bardzo podobała mi się homilia abp Nycza, tylko nie mogę znaleźć całości.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,4161,warszawa-ingres-abp-kazimierza-nycza.html

No, także tego, to tyle.
a!
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8850584,Wigilijne_zwyczaje_i_przesady,,ga.html
moze za rok? :P

środa, 22 grudnia 2010

Blaski i cienie życia hostessy

[szkielet notki z wczoraj]
Tym razem cienie.
Od kilku dni pracuję jako hostessa przy dziale perfumeryjnym w drogerii R.
Dzisiejsza notka będzie przesycona jadem ale i żalem, osoby uczulone proszę o zaprzestanie czytania w tym miejscu.
Otóż, kierownictwo drogerii R. nie należy do najuprzejmiejszych, pani kierownik od mojego pierwszego z nią spotkania była arogancka (kiedy nie wpisałam pewnych danych do raportu, bo nikt nie kazał mi ich wpisywać, wierząc widocznie w moją uczciwość, pani kierownik zaczęła na mnie krzyczeć), inna pracownica powiedziała mi, ze się na mnie skarżyła (ale nie pamiętam, żebym dawała jakieś podstawy do skarg).
Dziś, z powodu nagromadzenia problemów zdrowotnych musiałam wyjść wcześniej w pracy (3 godziny przed planowanym końcem). Czułam, że jeśli zaraz nie wyjdę to przewrócę. I oczywiście mi się dostało - że firma przeze mnie straci [sic!] i w ogóle poczułam się jak śmieć. I jakbym chciała oszukać ich na te 3 godziny, a przecież to nie oni mi płacą, zresztą, pracuję na zlecenie - ile wypracuję, za tyle mi zapłacą. Koniec końców, mogłam pójść do domu, ale jutro  mam to odrobić, więc idę na 9 godzin.
W ogóle, w drogerii R irytuje mnie to, jak się traktuje pracowników (i klientów). Nie owijając w bawełnę, nazwa "obóz koncentracyjny" jest tylko trochę przesadzona. Uważam, że przeszukiwanie torebek po wyjściu, podejrzliwość, obowiązek wypełniania raportu przy kierowniku jest traktowaniem pracownika (z miejsca) jak oszusta. A także to co opowiadały mi kasjerki "miałam przyjść na 4 godziny, a jak przyszłam dowiedziałam się ze na 6", "no mam nadzieję ze wychodzę o 18, o ile nie każą mi zostać dłużej", brak jakiegoś spójnego grafiku, i łamanie prawa pracy - pracownicy podpisują aneks do umowy, że zgadzają się mieć tylko jedną przerwę 15 min, nawet jeśli pracują powyżej 8 godzin (prawo pracy: 6-8 godz: 1 przerwa 15 min, powyżej 8 godz: 2 przerwy 10 minutowe).
A także traktowanie klientów jak złodziei - ochroniarze nie odstępujący klientów na krok. No ja rozumiem dbanie o interes sklepu, ale jest to irytujące. I uwłaczające.
Chyba przestanę robić tam robić zakupy. Popatrzenie na sklep od kuchni wiele uczy.
----
dziś.
Wypracowałam te 9 godzin, minęło szybko i sprawnie. Nawet pani kierownik dała się znieść, ale zabroniła mi zrobić zdjęcia do raportu. Cóż.

Ale chroń mnie, Panie, od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie, Boże

A!  miałam też napisać o kretynizmie niektórych klientów, np.
-Proszę pani, proszę proszę nie otwierać opakowania, tam ma pani tester!
-Wiem!
(dalej otwiera)
-Proszę nie otwierać opakowania!
-Ale on ma inną butelkę!


Ale to może innym razem, już mi się nie chce dziś.

Krótko

dwa linki:
1) http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,8829585,Ekologiczny_lifting_swiateczny.html?as=1&startsz=x
nawiedzona dziennikarka-ekolożka tym razem napisała cos do rzeczy. Magia świąt? :)

2) http://dziecko.onet.pl/57162,6,41,mama__mama_i_ja,1,artykul.html
ciekawe



Nie mam siły nic więcej mysleć, dokończę jeszcze notkę nr.2 i lulul jutro znów praca.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Komunikacyjnie

http://internacjonalista.pl/ekologia/rabunkowa-gospodarka/1138-rafa-gorski-a-gdyby-transport-by-bezpatny.html
do tej pory mialam mieszane uczucia w tej kwestii, zawsze chcialam darmowej komunikacji, z pobudek czysto egoistycznych, ale obawiałam się, jak to rozwiązać technicznie.
Okazuje, ze jednak można (aż chce się powiedzieć "a można? można?).
Jednak i tak, martwię się że w "naszym pieknym kraju" by to nie wyszło, bo jak "za darmo" to można zniszczyć a i tak nikt nie zwróci uwagi.
Ostatnio nie lubię komunikacji miejskiej, a w zasadzie nie lubię spotykanych w niej ludzi - tego jak "pachną", tych pijących piwo i palących [sic!] w wagonie, tych awanturujących się z rana "proszę mnie nie szturchać! przecież przeprosiłam!" i w ogole.
A dziś moja wiara w człowieka umarła do reszty - wracając z pracy widziałam faceta, który obrabowywał automat biletowy! Co więcej, miał czujkę na straży. Oczywiscie, nikt ze stojących na przystanku osób nie zareagował - w zasadzie się nie dziwię, nikt nie chce zarobic w ryło. Ale jak zgłosiłam to motorniczemu (który tez to widział), to ten mnie zlał całkowicie, powiedział "no przecież juz sobie poszedł", i tyle. Może nie jestem aniołem i zdarza mi się pojechać bez biletu (ale tylko wtedy albo wtedy gdy mnie koniec miesiąca przypili, albo kiedy nie jestem w stanie kupić biletu, bo automaty nie działają, a mnie się spieszy), ale zaczęłam wątpić czy moje kupowanie biletów ma w ogole sens.

I w ogole notka powyższa kupy sie nie trzyma, bo jestem zmęczona. Ale chciałam to dziś napisać. A w kolejce czekają kolejne, których nie czuję sie na siłach zredagować. Aż przejrzą i się zepsują i trzeba je będzie wyrzucić.

wtorek, 14 grudnia 2010

...

czuję się taka płaska, nic nie warta, tak pozbawiona pasji i zdolności, głupia, brzydka jak popegeerowska wioska i tak jak ona wypruta z ambicji i sensu

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Naprotechnologia

Chęć pisania wzbiera we mnie, męczy i uciska, ale gorzej w realizacją. Więc tylko wkleję linki, które mnie zainspirowały (najpierw "gazeta aborcza" :P)
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8808409,Leczenie_nieplodnosci_w_Licheniu__Metoda_kwestionowana.html
http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,105912,6532699,Blogoslawiona_metoda.html
i kontra: Fronda:
http://www.fronda.pl/glos_wolajacego_na_pustyni/blog/naprotechnologia_pierwsze_wrazenie
http://fronda.pl/news/czytaj/barczentewicz_ataki_na_naprotechnologie_sa_tendencyjne
http://fronda.pl/news/czytaj/lekarze_przeciw_in_vitro

W sumie nie wiem kto ma rację, pewnie jak zwykle po połowie. O metodach leczenie niepłodności wiem, że lekarz najpierw zaleca wyjechać, odprężyć się, odstawić papierosy. Później, cóż, próbujemy dalej.

Przeraża mnie tylko poziom agresji po obu stronach barykady. I zarzucanie kłamstwa drugiej stronie. I słowa lobby, kłamstwa, absurdy...
No i nie sposób oprzeć się wrażeniu, ze każda strona przemilcza pewne aspekty i fakty.

Swoją drogą co jest z tym Lublinem i "innowacyjnymi metodami", najpierw "ODWAGA" a później to.


i jeszcze kilka linków, z rożnych stron barykady (chciałam się przygotować do pisania, ot co, podawanie źródeł jakoś mi tak weszło w krew )
http://www.proinvitro.pl/co-to-jest-naprotechnologia
http://www.leczenie-nieplodnosci.pl/pl/teksty/nasz-dziennik-o-naprotechnologii/

a miałam tym razem ochotę napisać prostą, miłą notkę o zimowej modzie. Albo o komentarzach pod tym artykułem tu, ale mnie kochanie ubiegło o tu.

środa, 8 grudnia 2010

Ekopropaganda czyli greenwashing

Natknęłam się wczoraj z tydzień temu na blog, a na nim art: http://nadwojebabkawrozyla.blox.pl/2009/12/zatrzec-slady.html
bez wielkiego rozwodzenia się: zachwycił mnie termin zielone pranie mózgu (greenwashing - naciąganie klientów na ekologiczne produkty), jest to chyba "opis choroby" autorki w/w bloga.
Pomijam już użycie słowa "ekologia" w złym znaczeniu, coś co mnie najbardziej przeraża to fakt, że ci ludzie naprawdę w to wierzą. A wydaje mi się, że całe to eko-zamieszanie, tak jak altruizm służy głównie nam i naszemu samopoczuciu, lub folgować snobistycznym zachciankom.
Poniżej kalkulatorek, gdzie można sobie sprawdzić ile "ceodwojki" zużywamy dojeżdżając na uczelnię i możemy naprawić winę, wpłacając "sumkę" na konto fundacji.Oni zasadzą drzewka.
http://www.aeris.eko.org.pl/kalkulator/index.html
I o to chyba rozbija się cała ideologia - kasa, panie, kasa. I tylko cichutko napomknę, że nikomu jeszcze nie udało się udowodnić wpływu emisji CO2 na tak osławione globalne ocieplenie (a gdzie ono jest, ach gdzie! naszła mnie refleksja, ze jeszcze co najmniej 3 zimowe miesiące przed nami, eh rajtuzki pod spodniami i zimne stopy).
A z drugiej strony sceny... wpadło mi w ręce fascynujące dzieło: http://okiem.pl/index.htm  ale nie będzie komentarza.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Rekolekcje na fb, cz.2

http://www.facebook.com/notes/brzytwa-po-schematach-prawdopodobnie-pierwsze-rekolekcje-na-fb/dzien-5-kosciol-tropicieli-grzechu/111412612262702

nadrabiam zaległości (praca)
tym razem będzie bez komentarza, powiem tylko, ze widze ten obraz wśrod sporej liczby moich bliskich i mniej bliskich...

wtorek, 30 listopada 2010

rekolekcje

mam bardzo zajęty grudzień, praca, uczelnia, teraz jeszcze chorowanie
wybrałam się na rekolekcje na faceooku.
http://www.facebook.com/pages/Brzytwa-po-schematach-Prawdopodobnie-pierwsze-rekolekcje-na-fb/161998730484774#!/note.php?note_id=110466059024024
dzień pierwszy (który był co prawda przedwczoraj) przypomina mi trochę moje życie - zarówno podejście do Boga, w jakiś sposób wyniesione z domu jak i podejście do autorytetów, zwierzchników etc.
Pamiętam z późnego dzieciństwa jak chciałam mieć irokeza czy kolczyki w rożnych dziwnych miejscach, słyszałam od rodziców: a co sobie pomyślą Twoi nauczyciele, którzy Cie znają jako taką grzeczną, a co powie ksiądz, a co powie babcia...
Cóż, uważam to za jeden z błędów wychowawczych moich rodziców, zresztą, trochę starsza pomyślałam "to kiedy będę mogła robić to co JA chcę, gdy zawsze będzie policjant, który stoi nad głową"
I z tego tez wynika jakiś strach przed coming outem: zawsze grzeczna, zawsze ułożona, prymuska, wzór cnót... nie jest łatwo zerwać ze schematami, zdjąć okowy wychowania i obyczajowości, żyć dla siebie, by od tego wyjść do życia dla innych.
A Bóg? Kocha. Mam nadzieję, że mnie też.

PS. A tak poza tym, ktoś mi kiedyś powiedział, że im bardziej ktoś na zewnątrz ułożony, uczesany, w kancik (nie tylko fizycznie ale głównie psychicznie), tym bardziej kipi pod pokrywką i tym większe demony siedzą głęboko.

sobota, 27 listopada 2010

Insomnia

nie mogę spać, od kilku dni, może dlatego, ze jestem chora i nie mogę oddychać przez zatkany nos, może dlatego, ze dziś spałam w dzień... może dlatego ze trochę mi się nazbierało nad głową i meczy mnie myślenie o tym, a przeważnie robię to przed zaśnięciem.

Bądź co bądź, czytam po raz kolejny HP, ściągam filmowe adaptacje i czekam, może sen przyjdzie, może mnie odwiedzisz.

Myśl na dziś: życie jest jak szydełkowa serwetka, dziergasz, dziergasz, a jak nie pozakańczasz oczek to się wszystko popruje.

Zrobiłam sobie prezent na urodziny:

A jak już o urodzinach mowa, martwię się o babcię, coraz gorzej z jej pamięcią, zapytała dziś, kiedy są moje urodziny, choć kilka minut wcześniej złożyła mi życzenia, eh.

I zatoczmy kręgiem w koło       CG
Rzućmy czar w ognisko                 da
Niech się spełnią nam marzenia     ad
Niech się spełni wszystko.             Ea
Żeby jutro było słońce,                   CG
Ptak mógł w gniazdo wrócić,          da
Aby wierzba nie płakała                 ad
I przestała smucić.                        Ea

środa, 24 listopada 2010

Marzenie powróciło

http://www.igf.edu.pl/pl/zaklady_naukowe/zaklad_badan_polarnych/obserwatoria/informacje_organizacyjne_oraz_warunki_naboru_kandydatow_na_wyprawy_polarne_organizowane_przez_instytut_geofizyki_pan

Zawsze chciałam pojechać na Spitsbergen. Odkąd poszłam na geografię pragnienie uległo zwielokrotnieniu. Po 2 roku koleżance się udało pojechać, co wzbudziło moją zazdrość (straszną). A teraz? Mam szansę się tam znaleźć albo jadąc jako pracownik naukowy, albo.. no właśnie, istnieje szansa, ze doktorat pozostanie w kwestii marzeń i co? Może wtedy, licząc na wyrozumiałość najbliższych, rzucę wszystko w cholerę i pojadę marznąć na Szpica.

Przynajmniej jakiś plan na tak zwany, złowrogi "próg dorosłości".

poniedziałek, 22 listopada 2010

dzast lajk Dżoana

nie, nie będzie o fenomenie tap madl i Dżoany Krupy..
[uwaga! frustracja!!]
będzie o tym, że "ale się dziś wkurfiłam, jestem taka wkurfiona.."
nie lubię pracy "w grupach", jako samotnik i indywidualista dopuszczam prace w grupach jedynie wtedy, gdy jej celem będzie opieprzanie się i zrzucenie roboty na innych. ale tego nie robię, bo to nieeleganckie.
Współpraca, jak sama nazwa wskazuje, zakłada równy podział pracy.
Nie lubię partaczenia, nie lubię robienia rzeczy "na odwal", nawet jeśli to tylko zadanie na ćwiczenia..
Ech, no, okropne jest jak ja próbuję z trudem coś wymyślić, kolega siedzi obok z miną "jaki jestem biedny" i mówi "bo Ty pewnie masz jakieś magiczne sposoby, bo ja to nie umiem, bo ja cośtam..." tra mieć jaja, chłopie. No, a trzeciej "współ" nie było w ogóle bo znowu jej dzieci zachorowały...

no! miałam na gorze napisać jakieś ostrzeżenie, "nie czytajcie tego", czy coś... może jednak je umieszczę. Ale wyładowałam frustracje i już mi chyba lepiej.

niedziela, 21 listopada 2010

Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść

Trzeba wiedzieć kiedy dać się pokonać, wyczuć moment gdy porażka będzie zwycięstwem.
To nie sztuka się zajechać sztuką jest poddać się (z godnością? niech będzie) i poinformować o tym innych.
Byłam w ten weekend na nocnym rajdzie na orientację "Tropiciel", po ok połowie trasy - ponad 20 km stwierdziłam, że nie dam rady dalej iść, ukochana zaczęła narzekać na nogę, a że musiałam także walczyć z jej głupią ambicją, niemal zmusiłam ją, byśmy zakończyły po 7 etapie. Bo 20 km to nie jest dużo, ale 7 godzin brnięcia po błocie już tak.

Nie lubię się poddawać, wolę udawać jako to jestem dzielna i wytrwała, szczególnie jak współpracuję z ludźmi, którzy są silniejsi ode mnie - nie pokazać im, że już nie daję rady. To długa droga prowadzi by nauczyć się porażki, zrezygnować przed końcem.

Niemniej, imprezę polecam, może za pół roku znów pójdę, ale tym razem bez spinania się, z założeniem, że możemy przerwać w każdym momencie.

[a w poczekalni jeszcze kilka artów do dokończenia, na dniach]

czwartek, 18 listopada 2010

na depresję

http://vader.joemonster.org/upload/zhc/454110e2cef308lista.jpg

ale to nieprawda....

bo tak na prawdę powodów mam wiele, aż za dużo, co jest powodem nocnego płaczu, od jakiegoś czasu niemal codziennie.
Chyba potrzebuje psychologa, czas się powoli pogodzić z tą myślą, bo zatruwanie życia bliskim problemami, które ich pośrednio dotyczą staje się nieetyczne.

Uwikłana w sieć zależności i zobowiązań czuję się jak mucha w sieci, im bardziej się szarpię, tym trudniej się wydostać a "im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było", prosta konstrukcja "im.... tym"...im bardziej będę się starała dogodzić wszystkim, tym gorzej będzie ze mną. Może kiedyś warto zacząć żyć dla siebie, własnym życiem. Tylko jak nie pokaleczyć tym całej reszty świata.

I jeszcze jedna mała konkluzja z poranka (nadal jest poranek, wręcz środek nocy, Kotek i kotek śpią obok, jedno pochrapuje, drugie mruczy), otóż: chcesz mieć dziecko, kup sobie najpierw zwierzątko, najlepiej kota. Będzie robić dokładnie odwrotnie niż to czego oczekujesz, zakazy uzna za nieistotne sugestie, zrobi słodkie oczy a dyscyplina pójdzie sobie w las..., kuweta to straszna sprawa no i na dodatek grymasi przy jedzeniu. I zmonopolizuje rozmowy w domu na tematy gastralno-wydalnicze. Jak na niego nakrzyczysz to wywoła kosmiczne wyrzuty sumienia, choć było to jak najbardziej słuszne i uzasadnione. Owinie Cię wokół palca. A jak weźmiesz stworzenie na ręce to zobaczysz w oczach taką wdzięczność, jak nigdy.

Krowy po deszczu są jednocześnie szczęśliwe i nieszczęśliwe.
Ale jakoś godzą jedno z drugim.
I nie popadają przy tym w obłęd!
Są szczęśliwe, ponieważ po miesiącach jedzenia trawy wysuszonej na wióry mogą wreszcie przeżuwać świeże, soczyste pędy. A nieszczęśliwe z powodu grasujących w wodzie pijawek, węży, piranii i licznych owadów, które bez trudu wgryzają się w ich rozmiękłą skórę.Są szczęśliwe, bo mogą pić wodę ile która chce i kiedy tylko chce, ale nieszczęśliwe, bo trudno znaleźć suche miejce do poleżenia.
Szczęśliwe bo w wodzie im trochę chłodniej, ale nieszczęśliwe, bo pod wodą zrobiło się grząsko.
I tak w kółko - ciągła huśtawka nastrojów.
Dlatego właśnie krowy są z natury spokojne - musiały przywyknąć, przystosować się i nauczyć cierpliwie znosić sprzeczności losu; albo spaść z huśtawki. Ćwiczyły ten swój spokój na długiej drodze ewolucji i teraz każdy problem egzystencjalny umieją
z namysłem przeżuuuć... przetrawić..........  i............ pozostawić za sobą.
W formie placka.
Rio Anaconda

środa, 17 listopada 2010

Urodziny

Lubię je mieć, lubię prezenty i zaangażowanie bliskoch mi osób.
To także okazja, na "nowy początek", więc szykują się zmiany, sporo zmian :)



a w planach tez dokończenie zaczętych notek, juz wkrótce...

sobota, 13 listopada 2010

wtorek, 9 listopada 2010

Narkolepsja

nie wiem co się dzieje
ciągle przemęczona, otumaniona, obolała, nie jestem w stanie wstać na zajęcia
jak lunatyk, narkoleptyczka
to nie depresja, raczej chroniczne zmęczenie
ciężka ta jesień w tym roku, deszczowa i chmurna, ale przynajmniej ładnie pachnie
to nie żadne egzystencjonalne leki, nie depresja przedurodzinowa, nie wiem co
ale chcę spać, nie żeby przestac problemy, spać by spać, by odpocząć
(a mam bardzo, bardzo mało zajęć, moglabym to jeszcze wcisnąc 2 kierunek, z którego zrezygnowałam, ostra pracę nad magisterką, rękodzieło, cokolwiek)
może dzis zakupy z A. mi jakoś rozjaśnią mroki
a apogeum ciemnosci i krótkiego dnia jeszcze przed nami, jak walczyć?

środa, 3 listopada 2010

rozdwojenie jazni

51 notka, milo
i to tyle z miłych rzeczy
smutno mi jakoś od poranka, w sumie nawet od wieczora bo:
(to będzie taki prywatny NMTŻ)
- Agata i jej sercowe komplikacje i hodowlane też
- muszę wyjechać z domu do Wrocka - i tak źle i tak niedobrze, w domu już trochę gęstawa atmosfera bo jestem tu od tygodnia, ale już zaczynam tęsknić za nimi, bo wrocławska część serca tęskni od tygodnia, i znów mam wyrzuty sumienia,że za mało z nimi przebywałam a za dużo z komputerem, że mogłam więcej wycisnąć, więcej rozmawiać, być lepsza, i znów to listopadowe "spieszny się kochać ludzi..." i to, że wrócę tu dopiero za miesiąc, może się wyrwać na jeden dzień z miasta i przyjechać powiedzieć cześć rodzicom, nie wiem, doprawdy nie wiem
- a we Wrocławiu - kochanie ale i tęsknota za domem no i  mieszkanie - jedną noga w akademiku, druga u niej (u nas?) i tak jeszcze przez miesiąc. Chce już mieszkać z nią, trochę też przez kota, ale i tak się obawiam, czy wspólne mieszkanie wszystkiego nie popsuje? Wydaje m isię ze nie, ze będzie lepiej i mniej męcząco.
- i babcia...
- I trzeba pisać magisterkę i paskudna jesień i o 15 już się robi szaro...

zwinaę się w kłębek, schować, zasnąć... mieć znów 5 lat...

Ewangelicko II

http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,8598320,Dziecko_urodzone_dzieki_in_vitro_tez_jest_dzielem.html
a można?
(o a tu Waranowe znanie na ten temat, o tu )

poniedziałek, 1 listopada 2010

Ewangelicko i przepis

Napisane wczoraj:
Dziś święto reformacji. wiec będzie ewangelicznie i ewangelicko
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awi%C4%99to_Reformacji
edit: bo protestanci są mi niezwykle bliscy
Zatem, Ewangelia
 (czytań nie przytaczam, jak ktoś chce to są tu http://mateusz.pl/czytania/2010/20101031.htm )
Panie, miłośniku życia
Zastanawiające słowa, Bóg, miłośnik życia.
I Ewangelia, o Zacheuszu, jak napisała K.:"Według starych sucharów, Jezus potwierdza tu teorię Darwina. Mówi przecież: Zacheuszu, zejdź z drzewa!"
Zacheusz był celnikiem, wredną świnią Pan do niego przyszedł  i Zacheusz  "połowę mego majątku oddał daję ubogim i krzywdy odkupił poczwórnie". Ale mnie zastanowiło coś innego: co się stało z Zacheuszem później. Czy już zawsze oddawał połowę majątku, czy po pewnym czasie zapomniał, wrócił do dawnego życia. I ja pamiętam takie "cukierki" od Boga, momenty euforii, zachwytu, ale potem to mija i dopiero wtedy się robi trudno, no, życie.

Mój proboszcz się wysilił na ładne kazanie: o tym, ze odwiedzając groby kierujemy się Miłością, taką, która nic nie żąda, idziemy do bliskich bo potrzebujemy ich milczącej obecności, bo tak kochamy, ze nie możemy przestać.. I pytanie, czy taką miłością kochamy tych, którzy żyją tu i teraz, obok nas.
A dziś Wszystkich Świętych, nie jak napisało kochanie "święto półbożków" tylko nadzieja na zbawienie. Łosiek ładnie pisze o tym na swoim blogu (jak to czyta to niech mi pozwoli podlinkować, otóż linkuję http://plagwitzer.blogspot.com/2010/11/wszystkiego-najlepszego.html )
I w ogóle, byłam na mszy w moim "starym" kościele w N., do którego chodziłam jako dziecko, i mimo ze się poprztykałam z ojcem przed wyjazdem, to TO miejsce dało jakiś spokój.
A na mszy obmyśliłam 2 nagrobki, takie funeralne myślenie, w końcu co trzeba zrobić, żeby zostać świętym? - umrzeć. Więc: anioł z piaskowca, ale taki budzący respekt, z mieczem albo leząca kobieta-anioł, wprost na płycie, może z krzyżem w ręku. Mam nadzieje ze nie będę musiała realizować tych pomysłów jeszcze przez długo.
.
A w ogóle, świetny obiad zrobiła wczoraj - gołąbki z sosem pieczarkowym, poniżej przepis dla normalnej ilości, a nie 2 kg mięsa :)
Zatem:
pół kg ryżu i tyleż mięsa mielonego
ryż ugotować na niezbyt miękko, ostudzić, dodać do niego zasmażoną cebulę, jajko, przecier pomidorowy (tak słoiczek, no do smaku), pieprz i sól i to chyba wszystko, o jeszcze czosnek.
Wyrobić, zawijać
A! kapusta! no tak, kapustę bez głąba wsadzić do wrzątku, obgotować jak zacznie się otwierać - wyjąć i zawijać, zawijać.
A kapusty na taką ilość będzie główka (noszę się z zamiarem zrobienia z pekinki, wtedy będą zieloniutkie, w takim pięknym kolorze).
Jak zawiniemy - pozostałymi liśćmi wyłożyć dno garnka, położyć gołębie, polać wodą z przecierem, tak żeby przykryło, dodać kostkę rosołową, liść laurowy, pieprz i gotować, tak z 20 minut.

I sos: 1/4 kg pieczarek, pokrojonych na ćwiartki, podsmażyć z cebulą na patelni, lekko poddusić, na koniec dodać śmietanę z mąką, przyprawić. JEŚĆ :D

a w ogolę, pierwszy raz przyszło mi do głowy, ze pieczarki, bo z pieczary :)

Na szybko

chcę uciec jak najdalej z państwa wszechobecnych spiskowych teorii i podejrzeń.
gdziekolwiek

sobota, 30 października 2010

Wódstok


Znalazłam niedawno ten filmik na wykopie.
Lubię takich księży - normalnych, wyluzowanych, nie uważających ze młodzież to Zło i Szatan. I znam takich całkiem sporo.
Ale nie to miało być tematem notki. Uwielbiam Woodstock, byłam tylko raz, rok temu (w tym roku praca mi uniemożliwiła), ale zakochałam się od pierwszego spotkania i do szaleństwa. Woodstock to takie spokój i bezpieczeństwo. Miłość i muzyka. Jest mnóstwo ludzi i nikt nie zrobi Ci krzywdy, prawie każdy Ci pomoże, nawet poczęstuje jedzeniem, piciem czy paleniem ;). Idziesz na koncercie sam pod scenę, ok, nikt nie robi problemów, później wracasz i znajdujesz swoją ekipę w całkiem innym miejscu, ale zawsze ich znajdujesz, choć nie masz ze sobą telefonu. Spotykasz znajomych, choć ludzi tysiące. Jest cudowanie, atmosfera wakacji, młodości, hippie. Chcę tam wracać bo tam chce się wracać, zabierać wciąż nowych znajomych, by przez kilka dni w kurzu poprzebywać z masą obcych ludzi, pod namiotami, w samochodach, z flagami, kąpiąc się pod wspólnym natryskiem, jedząc u krisznowców, łażąc po piwo, litry piwa, do miasta. Jak już będę stara i brzydka, to będę tam przyjeżdżać, żeby się poczuć młodo! A co!
(Aha, wkurza i dziwi mnie krytykowanie imprezę na której się nie było, z której widziało się jedno zdjęcie, które można zinterpretować jakkolwiek.)


Kolejny odgrzewany kotlet, ale to już ostatni na dziś

dla Sztuki


http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,8532381,Czy_terror_to_dobry_sposob_na_promocje_sztuki_.html
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Wroclaw/1,104517,8519857,Artystyczny_terror_we_wroclawskiej_galerii_ArtTrakt.html
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35764,8536929,Unia_Wroclawia_z_Klajpeda_nikomu_nie_jest_na_reke.html

Powyżej, w filmie i linkach, dwie prowokacje.
Pierwsza - artystka zamknęła ludzi w galerii, dopóki nie kupią jej obrazu (a zresztą, kto zechce to obejrzy).
Jak dla mnie - kapitalna sprawa. Eksperyment ciekawy zarówno artystycznie jak i socjologicznie - reakcje grupy ludzi w zamknięciu, ich możliwość współpracy, dzielenie rol. Trochę jak rozbitkowie, jak w filmie katastroficznym. A z drugiej strony - wychodzi ludzkie, no tak, chamstwo, ordynarność, agresja. Artystka zaszokowała nie seksem czy religią ale na prawdę fantastycznym, kontrowersyjnym pomysłem. Choć nie wiem jak ja bym się zachowała, gdyby to mnie zamknęła. Z drugiej strony, reakcja niektórych ludzi napawa optymizmem - nie wszyscy zaczęli wyważać drzwi :)
Druga prowokacja -Klaus Bachmann, facet za którym niespecjalnie przepadam, założył komitet wyborczy, prześmiewczy, z hasłem "Wrocław rząda dostępu do morza". Wyśmiewanie polityki, w takie formie jest na prawdę godne zauważenia i zastanowienia.
Bachmann jest arogancki, nielogiczny, populistyczny ...jak polityk.
Pewnie akcja ta nic nie zmieni, ale... Ale ku przestrosze warto to przeczytac i się zastanowić.
Jak to powiedział mój ojciec niedawno, na pytanie, czemu nie kandyduje:  "po co sobie brudzić ręce". I słusznie.

Sprawa już trochę przejrzała,ale postanowiłam zrobić porządek w notatkach

pro life

Nie lubię pisać o sprawach kontrowersyjnych, wiec miałam nadzieję zawieruchę "in vitro" zaszczycić wymownym milczeniem, acz widzę, ze "panie Michale, larum grają", katolicy się zbroją :P
http://sorkovitz.blogspot.com/2010/10/in-vitro-uswieca-srodki.html
nie zgadzam się z tym co pisze ksiądz-autor. Zasmuca mnie to. Nie chcę być w takim Kościele, acz rzeczony ksiądz pewnie powie, ze i tak nie jestem, jako osoba homoseksualna. Nic więcej na ten temat.
Albo nie jeszcze
Fajnie mieć dzieciaczka, kupować mu śpioszki, zabawki, robić w parku zdjęcia
Widać, ze ksiądz, "dzieciaczka" nie posiada, nie czuje potrzeby miłości, może sam czuje się "fanaberią" rodziców. To przykre. Ale czy można stwierdzić, że w przypadku in vitro pragnienie dziecka jest egoistyczne, a w przypadku adopcji - nie? W każdej z tych spraw chodzi o tworzące się między ludźmi relacje. Lecz nie oceniam.
Tylko jeszcze pytanie, z jakiejś, nie pamiętam jakiej strony, dotyczącej tego, że dziecko jest owocem miłości (fizyczne i psychicznej) rodziców.
Czy miłość bezpłodna jest mniej wartościowa niż przypadkowy akt, w wyniku którego rodzi się nowe życie? Z pewnością nie.
I jeszcze jeden artykuł, tym razem bardziej optymistyczny, tez o DZIECKU. 
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8583976,Pierwsze_dziecko_zostawione_we_wroclawskim_oknie_zycia.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=1077917
Już mamy takiego pecha, że jak kobieta chce oddać dziecko do adopcji w szpitalu to spotyka się ze społecznym ostracyzmem i niestety, taki miejsca jak "okna życia" są potrzebne.
I kolejne, nie-pro-life stwierdzenie, tym razem z gg: może gdyby nie potępianie antykoncepcji, nie trzeba byłoby potępiać aborcji, bo byłaby marginalna?

piątek, 29 października 2010

Kluski ślunskie [przepis] i o domu rozważania

Dziś będzie obiadowo.
Najpierw najprostsze na świecie kluski śląski, oto przepis dla potomnych

Ziemniaków ugotowanych i ugniecionych miska, 
z której wyjmujemy 1/4 tychże, i w to miejsce wsypujemy mąkę ziemniaczaną, 
na wierzch wyjęta reszta ziemniaków i jajek tak z 1-3 (zależy ile ziemniaków), 
doprawić solą, ale niewiele.
Ugnieść
Zrobić kluchy, gotować 2-3 min od wypłynięcia, po czym wyjąć i jeść.
Podawać z czymś pasującym (jak dla mnie pasuje sos z mięskiem i kapusta kiszoną, ale w okazji piątku jest sos pieczarkowy).

Teraz przemyślenia.
Najpierw rodzinne.
Wróciłam wczoraj do domu, stąd ten obiad. Umówiliśmy się z tatą (ja i rodzeństwo), na wylocie z miasta. Jak go zobaczyliśmy, siostra pociąga mnie za rękaw i mówi "ja się zaraz rozpłaczę", tata jak nas zobaczył to tez mu się łzy w oczach zaszkliły, mama w domu to samo. A w domku: ciasto, winko, obiadek (niekoniecznie w tej kolejności). Zawsze się śmiałam z syndromu "opuszczonego gniazda". Ale wystarczy pomyśleć: masz dziecko, kochasz je, wychowujesz, a później musisz wypościć na wolność i wiesz że nie będzie wracać często. To trudne.
Podziwiam moich rodziców, ze wychowywali nas "dla świata" a nie dla siebie. Choć i tak jestem strasznie rodzinna i nie umiem żyć bez powrotów do domu.
Tak trochę nieskładnie, bo pisane z doskoku... ale, no w końcu jest notka :)

poniedziałek, 25 października 2010

re-dziękuję

(pomysł na notkę przyszedł mi dziś rano, tak w okolicach x.Witolda, zeby nie było)
tak do mnie dziś dotarło, że to juz tyle czasu.
Że z każdym dniem nabywam pewności, że (jak to powiedział znajomy ksiądz) "raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę" i te wybory wydają mi się słuszne.
Że... wiele "że", sporo zbyt osobistych, by je pisać nawet na tak prywatnym blogu.

Dziękuję. Po prostu.

A w ogole dzień był miło, seminarium mi sie nadzwyczaj powiodlo. Co się dziwić, skoro bylo nadzwyczaj dobrze przygotowane :D
Pomyslalam, ze musze cały czas być pół kroku przed konkurencją, stawka jest bowiem wysoka. Ale wierzę, że się uda. I tak, czytam "Plotka" do śniadania (kolejny hermetyczny żart).

niedziela, 24 października 2010

Niedziela misyjna

Dziś Kościół obchodzi Niedzielę Misyjną (klik). I dziś mnie w kościele naszły rożne, w związku w tym przemyślenia.
Jezus powiedział "idźcie na cały świat i głoście Ewangelię". Ok. Poszli, głosili, obeszli całą Europę i kawał innych lądów (trochę im to zajęło). Metody też nie zawsze budziły zachwyt. Ale czy moralnie jest zabierać cudzą religię, czyli również tradycje, wierzenia zakorzenione od wieków i narzucać coś nowego. Czy cena nie jest zbyt duża? Szczególnie ze Kościół posoborowy nie twierdzi już ze poza Kościołem nie ma zbawienia.

Przypominam sobie opowieści W. Cejrowskiego z  "Gringo wśród dzikich plemion", który pisał, że misjonarze (różnych wyznań) uczyli Indian swojej religii, po czym odchodzili i zostawiali ludzi z "niczym", wyzutych w własnej tradycji... np. zabraniali leczyć szamanowi i później ludzie umierali na niegroźne choroby.
Cejrowski opowiada tez o misjonarzach, którzy robili wiele dobra, lecz... działali bardziej jak lekarz, budowlaniec, opieka społeczna... czy to jest sens dzisiejszych misji? Po prostu "czyńmy dobro, czyńmy, czyńmy dobro? (taki hermetyczny żart sytuacyjny Czy dzisiejszy świat potrzebuje misji?
A może potrzebuje ich bardziej w społeczeństwie postindustrialnym, wśród ludzi wychowanych w chrześcijańskiej kulturze, lecz już daleko od wiary?
I misje wewnętrzne, jako własny rozwój, jako pogłębianie i ciągła nauka?
Przypomniało mi się gdzieś z czeluści "gdy odejdziesz to napiszemy Ewangelię".

środa, 20 października 2010

Coś dziwnego...

... dzieje się w moim kraju, czy ktoś jeszcze to ogarnia?
A ja mam wenę, nie, nie pisarską, bardziej excel'owo-magisterską.
I to by było na tyle, dobranoc.

sobota, 16 października 2010

Z ciastem przejścia [ciasto z owocami]

Nocuję dziś u siostry, żeby jej smutno nie było w pustym mieszkaniu, I jak to przy sobocie, postanowiłyśmy zrobić ciasto. Poniżej fajny przepis
Składniki: 
  4 jaja
  1 szklanka cukru
 
  0,5 szklanki oleju
  1,5 szklanki mąki
  1 łyżeczka proszku do pieczenia
  kilka kropel olejku zapachowego
+ ewentualnie owoce

Proste jak budowa cepa: utrzeć wszystko razem, dodać owocki (u nas owocków nie ma), aha ciasto jest na małą blaszkę, tortownicę.

Do tego momentu szło nieźle.
Wsadziłam je do gazowego piekarnika, z jakąś nadaktywną dyszą. Na początku było spoko, po 7 minutach płomień buchał aż za drzwiczki, a ciasto stało się murzynem, z niedopieczonym środkiem.Jak próbowałam zmniejszyć płomień to buchnął jeszcze bardziej...
Postanowiłam szukać dalej, tak łatwo się nie poddaję. Znalazłyśmy 2 prodiże, wzięłam ten nowszy, po dłuższym wysiłku wciskania wtyczki w końcu się udało, acz okazało się ze 2 cześć wtyczki nie ma ma uziemienia. Udało się też znaleźć nieuziemione gniazdko. Z dusza na ramieniu, podłączyłam prodiż do gniazdka i czekamy.
Trochę śmierdzi palonym plastikiem, ale widać ciachu jeszcze niewiele brakuje, wiec jedziemy z koksem. Kilka minut  później ciasto znów stało się murzynem. Trzeba być geniuszem, żeby 2 razy spalić jedno ciasto. Ale w środku wygląda na dopieczone, czekamy aż wystygnie i będzie je można wyjąć z blaszki.
A. mówi, ze następnym razem robimy ciasto w mikrofalówce. Może to jakiś pomysł.
A BHP to bujda.

Efekt:
po oskrobaniu góry całkiem niezłe ciasto wyszło, po przejściach :)

sobota, 9 października 2010

Dodaj swój komentarz

Idiotów nie ma dużo na świecie, ale są tak sprytnie porozstawiani, że spotyka ich się na każdym kroku
 Za to na forach internetowych chyba kumulują sie oni wszyscy. Jako, ze jestem uzależniona od informacji, czytam sporo, również z internecie, czasem, z rozpędu czytam również forum pod wiadomością. Z dzisiaj:
1. http://forum.gazeta.pl/forum/w,72,117368306,,Chca_wyjasnic_tajemnice_wroclawskiego_wojennego_.html?v=2

Artykuł o znalezieniu we wrocławskim parku szczątków dwóch mężczyzn, którzy zginęli podczas wojny. Unikam stwierdzenia "Niemców" ponieważ jeden, Ślązak (a to była odmienna narodowość przez setki lat), nosił zaskakująco brzmiące nazwisko Biskupek. Otóż, z forum możemy się dowiedzieć, że
Tu spoczęły doczesne szczątki Heinricha Biskupka, prawdziwego nazisty, wiernego Tysiącletniej Rzeszy i Fuhrerowi, który wolał odebrać sobie życie niż poddać się Sowietom. Meine Ehre heisst Treue
Człowiek ten był żołnierzem Wermachtu, obywatelem Rzeszy i jako jej obywatel odbywał służbę wojskową. Był dobrym obywatelem, nie zdezerterował, walczył  o wolność własnej ojczyzny.
Pochodzę z wielonarodowej rodziny, moje korzenie sięgają stepów Ukrainy, litewskich borów, mazurskich wiosek jak i francuskich miast. Moi przodkowie walczyli w armiach polskich, rosyjskich, napoleońskich, ludowych i krajowych. Moja babcia uczyła się w szkole polskiej, rosyjskiej i  niemieckiej, nie zmieniając miejsca pobytu. O wielu przodkach nie wiem, ich pamięć zaginęła w mrokach wojen, ucieczek, przeprowadzek.
Kim jest rodzina człowieka, który pisze takie rzeczy? Jaką ma on pewność, jaką świadomość własnego pochodzenia? Skoro udziela się na wrocławskim forum jest duża szansa ze pochodzi z wielonarodowego Lwowa, gdzie społeczności żyły pokoju i zgodzie. Polska zawsze była krajem, który przygarniał wygnańców, dawał dom uciekinierom. Krajem, w którym nie płonęły stosy, w którym szanowano religie.  Dlaczego to zagubiliśmy?
Kilka tygodni temu odwiedziła mnie rodzina z jeszcze innej części kraju - z Kaszub. Dziadek wujka był policjantem, i policjantem, w czasie okupacji pozostał, już pod władza niemiecką. Czy był zdrajcą? Czy może pilnował porządku, tak jak wcześniej, jednocześnie służąc rodakom? Bo lepszy  był policjant "swój" niż "obcy".
Mój dom wybudował Niemiec dla swojej rodziny, w 1917 roku, choć jest w rekach mojej rodziny od lat powojennych, nigdy nie zapomnieliśmy o tych, którzy tu mieszkali. Szczególnie, ze właściciel zginął tragicznie.
Budynki, w których się uczę, modlę, robię zakupy, wszystko to pamięta czasy, gdy było to inne państwo. Choć nie jesteśmy najeźdźcami, czy możemy sobie do nich rościć bezwzględne prawo? Czy wolno nam przerabiać cudze grobowce na swoje, zdejmując jedynie tablice i wywożąc cudze kości? Czy może warto zaakceptować tę wielokulturowość, wielonarodowość, z pokorą, a nie pychą zdobywców (którymi nie byliśmy, przecież byliśmy tak samo ofiarami wojny jak i ci, których stad wypędzono)


2. forum, bliższe czasowo, acz tez, choć inaczej bolesne
http://forum.gazeta.pl/forum/w,187,117367360,,Wroclawscy_geje_i_lesbijki_wychodza_z_ukrycia.html

Rozmawiałam dziś z Ukochana na temat coming outów i tego ze nadal mnie bolą wyzwiska na forach. Ona twierdzi,ze stwardnieje mi skóra. Może.
Otóż nie jestem zoofilem, nekrofilem,pedofilem, ani zboczeńcem.
Bolą mnie wyzwiska, szczególnie braci chrześcijan, bo nie przestałam wierzyć, odkąd spotkałam kobietę mojego życia, co więcej, uważam ze jest w tym, jaki Boski plan.
Może czas przestać czytać te fora.

piątek, 8 października 2010

Szczęscie

Znana południowokoreańska autorka książek o szczęściu, 63-letnia Choi Yoon-Hee, popełniła wraz ze swoim 72-letnim mężem samobójstwo – poinformował serwis newsru.com. źródło
depresja nadal trwa, falami, możliwe zapalenie okostnej (przenikliwy ból dolnych zębów od tygodnia), nie chce iść do lekarza, mam pilniejsze wydatki niż leki i nie lubię lekarzy, leczę się Scorbolamidem, strach się bać co to będzie jak przyjdzie na prawdę paskudna jesień... Nie umiem sobie z Tym radzić, to cały czas siedzi we mnie, nawet jak sie udaje zaleczyć to i tak jest...

środa, 6 października 2010

Kryzys ukończenia studiów

http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/539046,Miec-25-lat-w-polsce.html

W zasadzie, w tym powyższym artykule najbardziej poruszył mnie początek.
Ot, czuję to co autor - mam te -dzieścia lat, za rok kończę studia i zamiast świetlanej przyszłości widzę wielka czarna plamę.
Nienawidzę dorosłości, przytłacza mnie to ciągłe muszę
Muszę muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę Muszę MUSZĘ muszę muszę muszę muszę
Muszę znaleźć pracę, chociaż dorywczo, bo o stałej to nie mam co marzyć, czas ( i mus) uniezależnić się od rodziców, wziąć się za pracę magisterską, bo promotor grzmi, zresztą wolę robić to mając czas i spokój, bez bata nad głową i w ogóle przemyśleć, co ja tak na prawdę chcę robić w życiu. Bo co z doktoratem to nie wiadomo i w ogóle, konkurencja straszna, perspektyw po tych moich kochanych studiach z zasadzie żadnych, wyjechać nie mogę, ani nie chcę, bo jestem zakotwiczona tu, w tym mieście nawet i nie chce tego zmieniać. Wiec co teraz? Tesco? Promocje sera i kart kredytowych? No i chciałabym jeszcze coś postudiować, ale muszę mieć środki a ich zdobycie to czas... błędne koło.
Mogę mieć nudna, biurową pracę - ok, nie mieczy mnie to, ani nie zanudza przekładanie papierków, to coś dobrego na mój perfekcjonizm i pragnienie spokoju i stabilizacji i lepsze to niż stanie 6 godzin...
Czuje się jałowo i bezproduktywnie, Czuje ze stoję w miejscu - potrzebuję zrobić coś, dla kogoś, dla siebie, dla świata... Wolontariat? Nie mam czasu ani pieniędzy..
Rozwój? to samo..
No, chyba ze znajdę satysfakcjonującą, rozwijającą pracę w przywozowym wymiarze godzinowym i finansowym... marzenie co?






a może to luksus żyć tylko 5 lat ..

A w ogóle to jakaś depresja się mnie uczepiła...wszystko mnie wkurza/smuci... ludzie as okropni, denerwuje mnie ich zapach, przytłacza obecność, słowa...
O Depresja wraca? Witam Panią, dawno się nie widziałyśmy, zapraszam na herbatkę...
No i jestem bezdomna, bo akademik remontują, siedzie Ukochanej na głowie, przyzwoicie byłoby się w końcu wyprowadzić...
Goni mnie gdzies chęć ucieczki. Ale dałam się oswoić. Zostaję.

(notka o depresji w przygotowaniu, jak mnie juz zlapie do cna),

pozdrowienia znad listu motywacyjnego 

poniedziałek, 4 października 2010

Posłowacko

Kocham Słowację!
Język jest piękny, wszędzie Tatry, mnóstwo jaskiń, aż chce się powiedzieć ninnini!
Zdjęć oczywiście nie mam,z braku aparatu (tak, są jeszcze tacy ludzie)
No, a poza Tym? Długie rozmowy z ludźmi, gry z karty, kuku na rozkazy, kalambury... Łażenie po jaskiniach, gór mało bo pogoda nie pozwalała, ładne widoki ostatniego dnia.
Acz istota ze mnie mało społeczna, denerwowało mnie juz zaludnienie przestrzeni, jak dobrze wrócic do domu (znaczy do ukochanej). Bo od środy juz akademik (znaczy muszę dostac wypłatę,  żeby sie tam zalogować).
A od dziś kierat - promotor kazał mi sie wziac do pracy... zatem się biorę. I to by było na tyle :)

piątek, 24 września 2010

wyjezdzam

na terenówki, na Słowację.
Jak wrócę to opiszę.

niedziela, 19 września 2010

Szeptunka

moja pra-.... babcia była Szeptunką. Taką szamanką, co to leczy ludzi i odczynia uroki.

Kiedy byłam niemowlęciem strasznie płakałam, miałam jakieś kolki,  zaczynało się to od 20, kończyło o 22 i tak dzień w dzień. Kiedy rodzice przyjechali na święta do rodziny, pewna ciotka wzięła mnie na ręce i "odczyniła urok". Płakanie ustało, od razu i na zawsze.

Moja chrzestna pracuje na oddziale psychiatrycznym. Opowiadała nam dziś, ze niektóre choroby psychiczne "to nie do końca są choroby", niektórzy z tych ludzi są... opętani. Jedna z lekarek o pięknym imieniu Ałła, taka trochę szeptunka, potrafiła z drugiego końca województwa zadzwonić na oddział, żeby zapytać czy ktoś umarł, bo "ona czuje". Namalowała ciotce w gabinecie runy, bo mówi ze na oddziale psyche to rożne paskudztwa mogą się do człowieka przyplątać. Że jak przyjęli jednego pacjenta to dziwi się otwierały same i jakieś 'mgły" przez nie przechodziły i takie tam i się skończyło jak go wypisali... Dr Ałła mówi, ze ona widzi dusze i czasem do niej przychodzą po śmierci i proszą żeby je "przeprowadzić na druga stronę". Zresztą ciotka tez "przeprowadza" na oddziale, jak ktoś umiera, mówi ze gromnicę ma i wszystko i "odprowadza" umierających pacjentów.

Jest XXI, duchów nie ma, prawda? To dlaczego ja czasem boję się zejść na dół domu. Dlaczego moja koleżanki boją się mojego domu w nocy  bo mówią ze "straszny jest"? Dlaczego czasem czuję blokadę przed wejściem na strych żeby powiesić pranie i kot za nic nie che ze mnę tam wejść? Dlaczego często obracam się na pustej ulicy bo wydaje mi się ze ktoś tam jest? I nikogo tam nie znajduję. Czy takie zdolności się dziedziczy? Czemu ludzie do mnie lgną  i szukaja pocieszenia? Nawet jeśli widzimy się po raz pierwszy w życiu. Czemu czasem boje się wyjechać z domu, bo wydaje mi się ze jak jestem to nic złego się nie stanie, a jak wyjadę to nie wiadomo? Jestem szeptunką? Jak? czemu nikt mnie tego nie nauczył? Jak sie tego nauczyć? Uciekać czy wyjśc na przeciw? Tłumaczę sny, mam przeczucia, którym zdarza się sprawdzać, wyczuwam intencje ludzi... Czasem mówię "nie idz tam" choć nie wiem skąd i dlaczego...

Ciągnie mnie do tarota. Strasznie. Ale tez odrzuca. Boję się. Bo skoro kart "wiedzą" co jest było i co będzie. To skąd WIEDZA? KTO im powiedział? I jak to COŚ obejdzie sie ze mna?

całkiem sporo wyników wyszukiwania "szeptunka" http://www.google.pl/search?hl=pl&rlz=1B3GGLL_plPL372PL373&&sa=X&ei=dzyVTL_7CoWMswaZ-Mxk&ved=0CCAQBSgA&q=szeptunka&spell=1

Do imion, które nadałabym córce (to zawsze jest córka nigdy syn), do Olgi i Zofi dołączyła Ałła.

I w klimacie
http://www.youtube.com/watch?v=3mH6ALgpPgs

piątek, 17 września 2010

Bleh

taki niesmak, jak zgaga... ciężka sztuka wyboru, czyli jak zrobić tak, żeby było dobrze.
A teraz siedzę w domu, słucham jak rodzicie z Ciotką Zosią rozmawiaja o historii rodziny.
I tak mi się moralnie odbija, mogłam go to  może jakoś delikatniej załatwić.
Wrócę niedługo, obiecuję.

Przepraszam.

EDIT
A w ogóle dziś kolejna rocznica, 17 września, babcine urodziny i historia też. W sumie to stąd te odwiedziny.

środa, 15 września 2010

Tym razem bez polemiki

Ile lesbijek jest potrzebnych do wkręcenia jednej żarówki? Dwie. Jedna wkręca żarówkę, a druga mówi: 'Jak ty to pięknie robisz, kochanie!
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,7175455,Barbie_Girls___pierwszy_polski_lesbijski_kabaret.html?as=1&startsz=x

Porzućmy płaszcz Konrada

Artykuł już lekko przebrzmiały, ale natrafiłam dziś na niego ponownie czytając stara Angorę znaleziona u babci.
http://www.rp.pl/artykul/530003-Bp-Pieronek--Co-biskupow-obchodza-pomniki-.html
Spodobało mi się stanowisko biskupa. Zacznijmy od tego że odcinam się od całej tej sytuacji z "obroną krzyża", mnie ona nie dotyczy, wiadomości raczej nie oglądam ani nie czytam,  ale od tego nie dało się uciec, jakbym się nie starała. Wiec zaczynajmy, trzeba tę żabę zjeść (a miało nie być o polityce).
Raczej opowiadam się za tym‚ że postawienie krzyża było wynikiem dobrej woli i szlachetnym gestem do momentu‚ w którym krzyż przestał być przedmiotem czci religijnej‚ a stał się orężem walki.
Kiedy stał się orężem walki?
Od chwili‚ gdy słowa prezydenta wypowiedziane w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" zostały przekręcone. Powiedział o przeniesieniu krzyża, i to w porozumieniu z władzami kościelnymi‚ a zrobiono z tego usunięcie krzyża. I wtedy się zaczęło. Oskarżono Bronisława Komorowskiego‚ że zaczyna prezydenturę od usuwania krzyża.
 (Pogrubione - redaktor, niepogrubione bp Pieronek). Moim zdaniem - w obliczu tragedii ludzie spontanicznie robią takie rzeczy jak stawianie krzyża i wtedy maja one sens. Wiec ok, ale trzeba wiedzieć, kiedy spasować. I zgadzam się, ze ta walka jest niesmaczna, gdy krzyż zamiast symbolem religijnym staje się karabinem?
Ludzie‚ którzy tego krzyża rzekomo bronią‚ mówią: będzie pomnik‚ nie będzie krzyża. Na czym im zależy? Na pomniku‚ nie na krzyżu. Przeniesienie krzyża było zupełnie logiczne. Należało to zrobić i podjąć odpowiednie kroki. Nie widzę powodu‚ aby w tym miejscu stał krzyż. Ani, tym bardziej‚ aby stał tam pomnik.
Dlaczego?
Przecież prezydent tam nie zginął.
Ale w naszej historii stało się coś ważnego – zginęło prawie 100 najważniejszych w kraju osób‚ przed pałac przychodziły tysiące ludzi. Może warto upamiętnić to obeliskiem‚ monumentem‚ tablicą.
Tablica już jest.
Pierwsze zdanie chyba dobrze kwituje to zamieszanie, ja bym je rowniez nazwała histerią. I najbardziej nielogiczne jest właśnie to, ze pomnik-tablica już jest, może nie najfortunniejsza, ale to trzeba walczyć o lepszą, może innymi środkami.

Może jednak nie wszyscy w tym konflikcie myślą kategoriami partyjnymi. Może chodzi o pamięć historyczną?
W tym konflikcie nie chodzi o pamięć. Chodzi o budowanie siły partii na grobowcu.
Prawda.  W tym kontekście "po trupach do celu" brzmi tyle niesmacznie co... prawdopodobnie.

Jak się podoba księdzu biskupowi komunikat biskupów diecezjalnych z Jasnej Góry?(...)
To jest totalna pomyłka. Po co się tym zajmują? Co biskupów obchodzi stawianie pomników? Przecież to jest apel o postawienie pomnika.
Może to apel o porozumienie? O kompromis?
Niech się biskupi zajmą sprawami wiary i moralności. (...)
Grzech pierworodny polega na upolitycznieniu episkopatu.(...) Większość jest zadymiona PiS-em.(...) Trzeba odejść od polityki. Nie od tego jest Kościół. 
O! toto!

A kto za to ponosi główną odpowiedzialność?
To idzie via Radio Maryja.
To problem‚ z którym episkopat od lat sobie nie radzi.
Nie radzi‚ bo nie chce sobie z tym poradzić.
I cóż ja na to mogę powiedzieć. RM to niebezpieczna siła, bardzo mącąca ludziom w głowach. Siłą, która mogła wyrządzić wiele dobra i pewnie jakieś dobro czyni, lecz wyrządza też wiele zła. I mam do nich dodatkowo prywatne zniechęcenie (rodzina mojego byłego słuchająca RM non stop, ja tu jem obiad czy coś a tu msza "leci", ech)
Bądźmy ostrożni z przypisywaniem wielkości znaku zbawienia każdej rzeczy‚ która ma kształt krzyża. Wielu modnisiów nosi krzyż nie po to‚ by go uczcić‚ ale by z niego zakpić
Grzegorz Napieralski na fali tego sporu zapowiada złożenie w Sejmie projektów ustaw o liberalizacji aborcji‚ związkach partnerskich i parytetach.
Nawet gdyby się to udało‚ to co to ma za związek z Kościołem?
Dotyka nauczania Kościoła w sprawie aborcji‚ moralności.
Moralność to jest działanie zgodne z sumieniem. Jeżeli ktoś jest chrześcijaninem i ma wyrobione sumienie‚ to ustawy mu nie przeszkadzają. Jest faktem‚ że ludzie nieświadomi uważają‚ że jeżeli coś jest dozwolone prawem‚ to jest moralne.

Tutaj należą się biskupowi wielkie brawa.Jeśli ktoś jest chrześcijaninem wiec, co jest zgodne z sumieniem i fakt, ze coś można wcale nie znaczy ze od razu trzeba i należy. Przecież można kupić alkohol, ale czy trzeba od razu się nim upić do nie przytomności?
Bo idea solidarności została przykryta grubą warstwą pychy‚ małości‚ prywaty, głupoty. Przypomina mi się Wyspiański: "miałeś chamie złoty róg‚ został ci się ino sznur". 
Fakt. To takie... polskie. Gorzkie.

Oczywiście wywiad bpa wywołał od razu burzę:
http://fronda.pl/tomasz_terlikowski/blog/szokujacy_wywiad_biskupa_pieronka   fronda 
i omówienie  http://wiadomosci.onet.pl/kraj/to-raczej-biskup-pieronek-jest-zadymiony-po,1,3581792,wiadomosc.html
Lubię FRONDĘ, choć nie potrafię się w niczym z nimi zgodzić. Niesamowici radykałowie, ach miło :P
Ale do rzeczy. Wg publicysty Frondy bp jest zadymiony PO.W tym artykule tylko jedna rzecz jest warta zacytowania.
[bp Pieronek] przekonuje, że zmiany prawne, które postuluje lewica (aborcja, "homo-związki”) nie są sprawą Kościoła.
No cóż, nie są... za to stwierdzenie "homo-związki"...

Kończąc. Takie rozłamy trochę psują obraz "episkopatu jak ze spiżu", ale pokazują też, ze Kościół ma rożne oblicza i te bardzie radykalne i te konserwatywne.

A! Przez cały czas próbuję sobie przypomnieć, jak specjaliści od RM nazywają bpa Pieronka. Bo wymyślanie nazwy w stylu Żydzinski (Życiński) i Aborcza idzie im niezłe.
 I jeszcze jeden art z Frondy
http://fronda.pl/tomasz_terlikowski/blog/szokujacy_wywiad_biskupa_pieronka
 i jeszcze jeden EDIT (tak sobie skaczę po dygresjach)
Ojczyzna moja wolna, wolna...
Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada.
Ojczyzna w więzach już nie biada,
Dźwiga się, wznosi, wstaje wolna.
(A. Słonimski, Czarna wiosna)
 i
Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie,
Od egipskich piramid do śniegów Tobolska
Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie. (...)
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niech wiosnę, nie Polskę zobaczę.
(J. Lechoń, Herostrates)
I szukam takiego cytatu "posmoleńskiego" coś o trupach, grobach, w stylu "zostawny umarłym grzebanie umarłych" eh no nie pamietam...

wtorek, 14 września 2010

Murzynek

w kulinarnym kimacie pozostając... jako, że pogoda jesienna i PMS i cukru się chce.. zrobiłam jedno z moich ulubionych ciast:
Murzynek na kwaśnym mleku

1 szkl. cukru
4 jajka
3 łyżki kakao
2 łyżeczki cynamonu
2/3 szkl. oleju
2-3 łyżki dżemu
1 i 1/2 łyżeczki sody
2 szkl. kwaśnego mleka lub maślanki
4 szkl. mąki
owoce sezonowe opcjonalnie

Wymieszać, upiec.

Najkrótszy przepis świata. Warto jednak przed rozpoczęciem prac sprawdzić, czy mamy wszystkie składniki. W przeciwnym razie potrzebna będzie improwizacja (maślanka z resztki maślanki, śmietany i mleka). Uwielbiam to ciasto, mogłabym je zjeść na surowo. A po upieczeniu jest takie mokre i nie zapycha. I muszę tu wyznać publicznie miłość do miksera z obrotową miską, gdzie robienie ciasta sprowadza się do dorzucania kolejnych składników. Acz można je wszystkie wrzucić na raz. Powiedziałabym, ze dzięki temu urządzeniu żona staje się niepotrzebna, mikser zrobi (prawie) wszystko. Ale, ze w moim związku ja częściej używam miksera, uważam zatem, ze ŻONA JEST BARDZO POTRZEBNA!
Lubię być kura domową. Idę wyjąc murzyna z pieca.
(dobra muzina, acz jeszcze nie dopieczona)

A ty studencie jadles juz dzisiaj

Taka mała reklama. Dzieki autorowi tego bloga i samemu blogowi przyżyłam (to kluczowe słowo) wiele radosnych chwil studenckirgo gotowania. A! i uśmiałam się setnie wiele razy.

poniedziałek, 13 września 2010

cytat

Obojętność = ukryta forma nienawiści.

W domu na 4 dni

 a czuję się tu coraz bardziej obco... chce juz sie wyprowadzic, jako gość będe się czuła swobodniej.

sobota, 11 września 2010

Dokopać hostessie

czyli krótkie obserwacje z pracy.
Krótkie, bo siedzę u Koteczka i mam fajniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się blogiem.
Czasem zdarza mi się pracować jako hostessa, ot dorywcza praca. I przeraża mnie niechęć ludzi do tych, którzy pracują, gdy oni odpoczywają, idą przez miasto, robią zakupy. Nie wiem skąd się ona bierze. Ale mnie to irytuje, wręcz wkurza.  nie robię tego dla przyjemności, nie mam sadystycznego zamiłowania do zaczepiania obcych ludzi na ulicy (o! kiedyś jakiś "dziadek" nakrzyczał na mnie ze to niegrzecznie zaczepiać obcych...) eh, dobra, nieważne, jutro znów 6 godzin wydeptywania ścieżki w sklepie R.

czwartek, 2 września 2010

Noż się w kieszeni otwiera


[Finki noszą w kieszeni nóż]
Przeczytałam artykuł... (w zasadzie przeczytałam go po raz pierwszy w gazetowym wydaniu zeszłej zimy, ale dziś przeczytałam ponownie).
Bohaterka artykułu to dr Antu Sorainen, fińska naukowiec (naukowca?), oraz feministka. I ogólnie fascynująca osoba. Szkoda, że fascynuje bardzo negatywnie.

Pani nie jest przeciw mężczyznom?

Przeciwko wielu jestem. Fakt, że to oni przewodzą naszemu społeczeństwu, naszemu światu, powoduje wiele problemów. Obwiniam ich o gwałt, o zmiany klimatyczne, unikanie odpowiedzialności, zwalanie wszystkiego na kobiety. Poza tym robią strasznie dużo hałasu i zatruwają mi życie na co dzień.
 Nie wiem, co tej pani zrobili mężczyźni, ale musiało boleć.O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć oburzenie o przewodzenie światu, to nie potrafię sobie wyobrazić dlaczego to mężczyzn obwiniać o zmiany klimatyczne. Co do zwalania wszystkiego na kobiety, to w moim patriarchalnym domu to faceta wołało się do odkręcenia słoika i wbicia gwoździa (choć ojciec zawsze wychowywał nas bardzo "feministycznie", znaczy jak trzeba przenieść ciężki stół to kobiecość, niestety, nie stoi na przeszkodzie).Och i robią dużo hałasu (polecam stopery) i zatruwają życie (polecam psychologa od nerwicy natręctw).
Ma pani na myśli kogoś szczególnie?

Jest taki facet na basenie, gdzie codziennie pływam. To niewielki basen, jednak kiedy wejdzie do niego 10 kobiet, każda pływa po swoim torze i nigdy sobie nie przeszkadzamy. Wystarczy, że pojawi się ten gość, i nie da się pływać. Rozpycha się, zagarnia całą przestrzeń, wszystkich potrąca.
Wiec wszyscy mężczyźni są źli, bo jeden pan potrąca panią Antu na basenie
Zastanawiało mnie, dlaczego w naszym kraju karano homoseksualizm kobiecy (...) Opuszczone w czasie wojny kobiety przejmowały obowiązki i zachowania męskie. Potem mężczyźni wrócili i społeczeństwo chciało z powrotem wdrożyć kobiety w ich role. Charakterystyczne jest to, że oskarżone zwykle umiały prowadzić samochód, miały dużo swobody, może też władzy i pieniędzy, za bardzo się rządziły, ubierały się po męsku, piły z facetami, a homoseksualne skłonności miały przy okazji. Sięgnięcie po stare, nieużywane prawo było pretekstem, żeby je przywołać do porządku.
Brzmi jak spiskowa teoria dziejów.
fiński pracodawca zatrudniający więcej niż 30 osób musi sporządzić plan walki z dyskryminacją płci w firmie. 
Jest tam mowa o odpowiednich ubikacjach dla kobiet, o tym, że np. w zarządzie nie mogą być tylko mężczyźni i że płace muszą być takie same. Ale nie są.
Jak wyglądają ubikacje odpowiednie dla kobiet? Dlaczego "z miejsca" trzeba sporządzać plan walki z dyskryminacją? Nawet kiedy się nikogo nie dyskryminuje... A co do płac - nie jestem zwolenniczką zrównania płac mężczyzn i kobiet. Wystarczy mi, żeby za TAKA SAMA pracę dostawać TAKIE SAME wynagrodzenie, niezależnie od płci.
Na przykład na naszym uniwersytecie mężczyźni częściej awansują, więc i więcej zarabiają
Może mają, np lepsze wyniki?
Krzywdzone przez mężczyzn kobiety nawet nie proszą o pomoc. 

Czy wy, feministki, próbujecie wejść w kontakt z tamtymi kobietami, wpływać na ich sposób myślenia?

Szczerze mówiąc, nie. Jeśli chodzi o środowisko akademickie, to zwyczajnie jesteśmy zbyt zajęci badaniami naukowymi i nie mamy czasu na kontakt z tak zwanymi prostymi kobietami. Chyba że prywatnie.
I tu dosięgamy sedna sprawy. Bo może tym krzywdzonym kobietom potrzebna jest pomoc, a nie sofistyczne dyskusje o tym, że mężczyźni są odpowiedzialni za zatruwanie klimatu. Ale niektórzy są zbyt zajęci...
A aktywistki feministyczne?

Niektóre to robią. Ale na pewno nie w stopniu dostatecznym. Z drugiej strony - czy to etyczne mówić komuś, jak ma żyć, co myśleć? Wiele z nich akceptuje patriarchat. Może one też nie mają czasu dla nas.
I wszystko byłoby ok, nie mówmy ludziom jak mają żyć. Ale wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby i przyzwolenie na przemoc pod przykrywką wolności jest złe.
na przykład kwestia związków partnerskich osób homoseksualnych. SETA przykłada dużą wagę do ich legalizacji, bo w ich oczach takie quasi-małżeństwo zrównuje homoseksualistów z heterykami.

To nie jest ważne? W Polsce homoseksualiści walczą o legalizację związków homoseksualnych. Wy macie ją od lat.

Mnie to się nie podoba, bo to ślepe naśladowanie wzorców heteroseksualnych. A tym samym uznanie ich, a nie innych za normę. Nie jestem zwolenniczką tych legalizacji, ponieważ jestem przeciwko legalizowaniu jakichkolwiek związków. Zarówno homoseksualnych, jak i heteroseksualnych. Małżeństwo to głupi patriarchalny układ polegający na tym, że jedna osoba staje się własnością drugiej i w którym ludzie mają być ze sobą na zawsze, po to by płodzić lub wychowywać dzieci.

"czy to etyczne mówić komuś, jak ma żyć, co myśleć"... wiec ja pani może mówić, że małżeństwo jest głupie.
Związki partnerskie "zrównują homoseksualistów z heterykami" pod kilkoma prawnymi względami. Ale dlaczego zabronić ludziom wyprawienia ceremonii, pieczętującej, że są razem i się kochają? A układ, gdzie jedna osoba stają się własnością drugiej to było chyba niewolnictwo. I wierzę w związki na całe życie.
Pani zdaniem na czym powinni skoncentrować się homoseksualiści?

Na przykład na krytyce tego, dlaczego każdy człowiek powinien się ożenić albo wyjść za mąż. Ostatnie statystyki mówią, że w Finlandii osiem kobiet na dziesięć rodzi w życiu choć jedno dziecko. Dla mnie to bardzo wysoki wskaźnik. Dlaczego kobieta ma uważać za oczywiste, że musi mieć dziecko? Zamiast tego może się poświecić innym rzeczom. Na przykład walce z ocieplaniem klimatu. Interesuje mnie, co się dzieje z tymi dwiema. Jak one organizują sobie życie w świecie, w którym posiadanie dziecka jest normą. Jak się z tym czują.
Może człowiek żeni się bo chce? Może kobiety rodzą dzieci bo pragną macierzyństwa? A przy okazji pracują na przyrost naturalny kraju i własne emerytury. I jak można porównać rodzenie dzieci do walki o klimat? I mówi to klimatolog in spe :) Pomijając już fakt, ze nie da się walczyć z ociepleniem klimatu, już lepiej urodzić to dziecko.
Ja odczuwam dyskryminację przede wszystkim we własnej rodzinie. To typowa mieszczańska rodzina, w której patriarchat cały czas ma się dobrze. Kobiety w kuchni, ojciec prowadzi samochód i rąbie drewno na działce. Ja nigdy nie pragnęłam dzieci. Ale mam dwie siostry i brata, którzy je mają. Oni są traktowani przez naszych rodziców inaczej. Mają wyższy status. Moim życiem mama i tata się nie interesowali, nigdy mnie nie odwiedzali. Dlaczego mieliby przyjeżdżać do pojedynczej osoby? Liczysz się nie ty, tylko to, czy masz dzieci. Co ciekawe, mam wrażenie, że dzisiejsza młodzież staje się coraz bardziej podobna do pokolenia moich rodziców. To dzieci pokolenia feministek, czyli mojego. My się buntowaliśmy przeciw małżeństwom, walczyliśmy o rozwody. A ci najmłodsi marzą teraz o tym, żeby jak najszybciej założyć rodzinę i zbudować dom. Rośnie generacja neokonserwatystów.
Czyżby jakieś kompleksy? I znów ograniczanie wolności, bo dlaczego zabraniać komuś ślubu, jeśli tego pragnie? I współczuję jej relacji rodzinnych, jeśli rodzina nie odwiedza, i to z powodu braku dzieci.
Jednak to tradycyjne pojmowanie roli kobiety się zmienia. W Finlandii coraz więcej pastorów to kobiety. Na teologii jest dziś podobno więcej studentek niż studentów. W Polsce kobieta ksiądz to coś nie do pomyślenia.

Znowu kobiety wybierają zawody, które polegają na bezpośrednim pomaganiu ludziom. Dlaczego nie pójdą budować domów, naprawiać samochodów? Dlaczego są ciągle pielęgniarkami albo pastorami? Poza tym na wyższych stanowiskach kościelnych ich nie ma. Biskupi, arcybiskupi to zawsze mężczyźni. Kobieta może być najwyżej proboszczem. (...)Dlaczego w kościołach nie obowiązują te same plany antydyskryminacyjne co w firmach?
 Bo kościół to nie firma! 
Bo gdyby starzy mieszkali z młodymi, to kto by się nimi musiał opiekować? Kobiety. Kiedy jesteś córką, jesteś skazana na zajmowanie się swoimi rodzicami. Za darmo. Często z musu.

Można to robić z miłości.

Nie podoba mi się taki rodzaj miłości. Dla mnie miłość wiąże się z dawaniem sobie wolności, nie z opieką. Miłość związana z troszczeniem się to pomysł chrześcijański. Ja nie chcę takiej miłości.

Nie ma pani potrzeby opiekowania się kimś?

Mam. Została mi ona wszczepiona, bo jestem kobietą i byłam wychowywana na kobietę. Opiekowałam się w życiu wieloma osobami. Teraz opiekuję się moją matką, która jest bardzo chora. Ale to nie znaczy, że jestem z tego zadowolona. Jestem osobą bardzo zajętą, mam swoją pracę naukową, obowiązki i byłabym szczęśliwa, gdyby brat i ojciec zechcieli mnie wyręczyć. Ale oni nie mają na to ochoty. Zajmuję się mamą, bo wiem, że gdybym ja tego nie robiła, nikt by tego nie robił.
Dla mnie miłość to również opieka. Nad  Ukochaną, nad rodzicami, rodzeństwem, babcią. Czasem wynika to ze wdzięczności za miłość i opiekę ofiarowaną mnie, czasem tak po prostu. I ja chce takiej miłości.
Jak brat się tłumaczy, gdy pani z nim o tym rozmawia?

Nie tłumaczy się, bo nie odbiera moich telefonów. Ojciec zachowuje się podobnie. Ja go o coś pytam, on nie odpowiada. To nie jest kwestia mojego brata czy ojca. Tak generalnie w naszej kulturze zachowują się bracia i ojcowie.
Nie wydaje mi się. Moi odbierają telefony.

Współczuję jej, choć ma takie życie jakie wybrała, to wydaje się być biednym człowiekiem.
Nie potępiam feministek, każdy ma prawo żyć jak chce. Potępiam głupotę. I narzucanie swojego stylu życia innym, za wszelką cenę.


http://www.johnnykalesony.republika.pl/prawdziwa-feministka.jpg

środa, 1 września 2010

Dorocznie

Konstanty Ildefons Gałczyński




Pieśń o żołnierzach z Westerplatte

Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westarplatte.

(A lato było piękne tego roku).

I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolay rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.

(A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.)

W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.

I śpiew słyszano taki: -- By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.

Konstanty Ildefons Gałczyński
1939 r.
http://niepoprawni.pl/files/images/westerplatte2yb.jpg

Bieda, panie czyli o pomocy socjalnej

Kilka dni temu do mojego ojca przyszedł sołtys mojej wsi ( i przy okazji znajomy) i dał mu sześć puszek makaronu z miesem, z napisem "Pomoc WE", mówiąc, ze to pomoc dla powodzian. Moj szanowny ojciec wyraził zdumienie, jako że powódz nas nigdy nie dotknęła, nie ma prawa dotkąć, bo mieszkamy na gorce, co wiecej, nie dotknie nikogo z naszej wsi, ponieważ nikt nie mieszka w bezpoiśrenim sąsiedzitwie strumyka, który i tak nie wylewa. Sołtys odrzekł, ze "przyjechało do niego, zrzuculi mu na podwórko i musi cos w tym zrobić".
Tak oto działa pomoc dla powodzian. Niestety nie trafia do tych, którzy jej potrzebują, za to trafi do kuchni pewnej studentki. Zastanawia mnie, ile jeszcze pomocy nie trafia tam gdzie powinno.
Przypomniało mi się to wczoraj, we Wrocławiu, gdy jechałam tramwajem z kilkoma "panami żulami" którzy zmonopolizowali zapach w wagonie i z ich rozmowy wychwyciłam, ze właśnie wracali z miejsca, gdzie rozdają darmowe jedzenie i "wziełem 2 zupy w woreczku".
"Nie ma darmowych obiadów" powtarza matka-ekonomista. Nie istnieje nic darmowego, ani edukacja, ani opieka zdrowotna, ani obiady. Za wszytko ktoś musi zapłacić i cóż, "kto za to pan płaci, pani płaci...". Odkąd pamiętam zawsze bulwersował mnie "socjal". Opieka przeważnie nie trafia do tych co powinna, często "nie opłaca się pracowac" bo można świetnie żyć na zasiłku, a dzieci chodza głodne. Bo dlaczego mam płacić na coś, z czego skorzyta ktoś inny. A jak brakuje pieniedzy w budżecie to przecież mozna podnieść podatki, VAT... (nie chce mi się więcej pisać)

Zawsze z nieba spadnie odpowiedni link
http://www.joemonster.org/link/pokaz/19214/Jak_dziala_pomoc_spoleczna_w_Polsce
---------------------------------------------------------------------------------------------------
A tak z innej beczki - na Pogórzu juz jesień. Czuć ja w powietrzu.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Kobiecość

lubię być kobietą. Poza krótkim momentem w okresie dojrzewania, w pełni akceptowałam ten fakt, im jestem starsza oprócz fascynacji pojawił się zachwyt nad własną (i nie tylko) kobiecością.
Lubię swoje ciało. Uwielbiam jego kobiecą opływowość, wszystkie te kobiece atrybuty.
Lubie mój kobiecy mózg:
LICZBA ZGROMADZONYCH PUNKTÓW: 210  Mozg zaprogramowany na kobiecy sposób myslenia. Im liczba punktów jest blizsza liczbie 300, tym bardziej kobiecy mózg i tym wieksze prawdopodobienstwo, ze ta osoba bedzie miala duze talenty twórcze, artystyczne i muzyczne. Wiekszosc decyzji podejmuje na podstawie intuicji lub przeczuc i dobrze rozpoznaje zródla klopotów, uzywajac przy tym minimalnych danych. Dobrze równiez rozwiazuje problemy, stosujac przy tym twórcze myslenie i zrozumienie. Jesli mezczyzna uzyskuje ten wynik, bardzo prawdopodobne, ze bedzie gejem
http://piotrowski_pawel.republika.pl/zm.html
Lubię moje kobiece zwyczaje, miłość do zakupów, gadatliwość, uwielbiam się stroić i malować, co wcale przecież nie znaczy, że jestem pustą lalką.
Lubię swoja wrażliwość, zarówno tę psychiczną, na ludzi i wydarzenia, płakanie przy filmach i książkach... jak i tę fizyczną, moje ciało reagujące na dotyk niczym napięta struna, mięknące jak masło pod ciepłem pieszczącej ręki, wijącej się z rozkoszy przy dotyku.
Lubię w kobiecości nawet to co boli - menstruację, huśtawki nastrojów, emocje, które czasem całkiem niepotrzebnie wyciskają łzy z oczu, unoszenie się gniewem bez ważnego powodu.

To ważne aby to wszystko poznać i zaakceptować. Aby poznać swoje ciało, nie tylko to co "dla ludzi" ale także te najbardziej intymne. Bez zażenowania i wstydu.

Wychowano mnie na kobietę, miało to tez swoje minusy. Dziewczynki wychowywane na grzeczne, potulne, "to nie wypada dziewczynkom"... Trudno było z siebie zrzucić te okowy, a jednocześnie pozostać sobą. Bo wychowano mnie również tak, bym była twarda, silna, nie poddawała się i jako kobieta była ostoją rodziny. Niestety, nikt nie mówi mi, ze mogę robić to co chcę i łamać zasady. I facet jest "zdobywcą", a baba rozpustnicą, choć robią dokładnie to samo.

Kobieta to również i dziecko. Pragnę go. Pragnę urodzić dziecko kobiecie którą kocham i z którą chce stworzyć rodzinę. Ale szanuję kobiety, które nie chcą mieć dzieci i uważam że mają prawo mieć wybór. Współczuję tym, które nie mogą mieć dzieci i uważam, ze powinno im się to ułatwić, zarówno poprzez in vitro jak i adopcję. Dziś usłyszałam o ludziach skazanych za "handel dziećmi". W Polsce rocznie adoptuje się 3 tysiące dzieci. To bardzo mało.Procedura adopcyjna jest bardzo utrudniona. Kobieta która "sprzedaje" dziecko przedstawiona jako zwyrodnialec, lecz nikt nie pyta o jej pobudki. Może nie chce, lub nie może go wychować. Nie jestem zwolenniczką aborcji, ale uważam ze to powinna byc decyzja kobiety a nie Państwa czy Kościola.  I może nie byłaby aż tak potrzebna, gdybym młodzież w szkołach uczono na temat seksu, antykoncepcji i świadomego planowania rodziny, nie tylko z użyciem kalendarzyka (czyli watykańskiej ruletki) np tu.

Inspiracje dzisiejszej notki były dwie: Książka "Seksualność kobiet" Voca Ilnicka http://seksualnosc-kobiet.pl/
i własna owulacja :) czuje się dziś jak węgorz elektryczny, chodzę nabuzowana i mam ochotę na przytulanki i seks. I czuję się bardzo kobieco.


A po głowie chodzi mi Tuwimowa "Ewa"
Od grzechu zaczął się jej świat,
A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opętał,
Jest więc odtąd na wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i piołun i miód,
I anioł i demon, i upiór i cud,
I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna,
Początek i koniec - kobieta, acha!
(...)
Gdyby nie ty, nie świeciłyby gwiazdy na niebie,
Gdyby nie ty, nie pachniałyby kwiaty na wiosnę,
A z moich ust wykwitają jedynie dla ciebie
Te słowa najsłodsze... miłosne.
Jeśli nie ty, nikt mnie inny w ramionach nie zawrze,
Jeśli nie ty, to kto spełni upojne me sny?
Przytul mnie, weź! Będę kochać jak nigdy, bo zawsze,
Bo wszystko na świecie - to Ty, to Ty!
(...)
Chodzi o to, proszę pani, żeby sukienka była prosta,
najprostsza, ale szalenie dystyngowana. I ta dystynkcja
ma być właśnie w prostocie. Ta prostota w dystynkcji.
Chodzi o zwykłą, wizytową sukienkę. Z przodu zupełnie
gładko, tylko tutaj pani troszeczkę sfałduje, ale ledwo,
ledwo... Żeby było widać i jednocześnie żeby nie
było widać. Z boku pliska, tutaj zmarszczona, tutaj
podniesiona, tutaj opuszczona, tutaj fałda, tu rozcięta,
tu zamknięta, tu upięta: rękaw z pampelotką, tu mereżka,
tu walensjenka, tu guziczki, tu entliczki, tu pentliczki,
kołnierzyczek biały w ząbki, w trąbki, w pompki... Pani
wie. Jak najprościej, a co do wstążeczki, to jest
w "Maison Chiffon" - sama kupię, a zresztą niech pani
kupi, metr: złoty dziewięćdziesiąt...
(...)
Prężąc biodra i piersi bezwstydnie,
Błyskiem oczu noc ciemną rozwidnię,
I upałem rozkosznej pieszczoty
Wzniecę pożar czerwony we krwi.
Ośmiornicą oplotę kochanka,
Tajemnicą upoję do ranka,
Kto raz wpadnie w te straszne oploty,
W tym się żądza na zawsze tli.
tu 
A! Podobno torebka Mamusi Muminka symbolizuje jej waginę ...

I cytat na koniec.
Kobieta mówi ze chce jednego, a tak naprawdę chce całej reszty
------------------------------------------------------------------------------------------------------
a w ogóle warto żyć :D
20:54:24 O: jestes niczym bezpieczna wyspa posrodku sztormu
20:54:38 O: nasz zwiazek jest dla mnie otucha
20:54:42 O: bezpieczna przystania
20:55:00 O: do ktorej zawsze moge przybiec gdy bedzie zle
 Dziękuję Ci kochanie :*

niedziela, 29 sierpnia 2010

Palce pocięte do krwi...

strunami gitary. To jedyny ból jaki lubię. Teraz choć nie pocięte to i tak bolą po wczorajszym gitarowaniu.
Było... pięknie i wzruszająco - w imprezie udział wzieły 3 pary 50+ i ja, córka jednej z nich, było dużo gadania, śpiewania i gitary. I jak przy jednej z piosenek moi rodzice wzięli się za ręce to prawie mi łzy pociekły z oczek.
Chciałabym te piosenki ocalić od zapomnienia. Dziś jedna z nich, która zawsze niesamowicie mnie wzrusza.
DOM W GÓRACH
Jesiennych głogów czerwień               a C
Złotawą młodość brzozy                     d C e (E)
Wiatr z głowy czapkę zerwie               a C
Podstawy tu położy                            d C e (E)

            Ref. I zbudujemy dom                   d G
            Bez strychu i bez piwnic               C a
            Zapłonie lampą krąg                     d G
            Zapachem lasów, grzybów            C a
            Nie trzeba stawiać ścian               d C
            Nie musisz okien szklić               d C
            Więc zbudujemy dom                  d C
            Bo taki dom musi być                  E a

I niebu się pokłonisz
I wyżej wciąż bez słowa
 Na wyciągnięcie dłoni
Będziemy dom budować

            Ref. I zbudujemy dom                  
Na wszystkie świata strony
            Zapłonie lampą krąg                     
Wędrowcom dniem znużonym
Nie trzeba ................ 


Ciesze się, ze mam taką rodzinę i znajomych, że moge z nimi przy piwie pośpiewać stare zapomniane utwory, że czuje taki spokój.Ciesze się, ze mam taką rodzinę i znajomych, że moge z nimi przy piwie pośpiewać stare zapomniane utwory, że czuje taki spokój.
http://www.carmen.yoyo.pl/bio.htm