i co i miała być notka, ale się życie trochę posypało i... dopiero teraz mam siłę aby dokończyć.
poniżej opis pewnej podróży
----------------------------------------------
PKP mnie przeraża.
Już na starcie było strasznie - perspektywa trwającej niemal dobę podróży nigdy nie brzmi niewinnie.
Chwilę przed wyruszeniem - telefon od taty, że był wypadek kolejowy na naszej trasie i czy już jedziemy. Powiedziałam, że dopiero startujemy i że pewnie będą opóźnienia na trasie.
Wyjazd z ośrodka - 19.30
Noc - pierwsza połowa podróży na trasie Wybrzeże - Stolyca minęła bardzo spokojne, nawet udało mi się trochę pospać. Za Stolyca w kierunku Krakowa początkowo było niezle, acz kilkanaście godzin w pociągu daje się we znaki. i oczywiście "zwyczajowe spóźnienie", sięgające w Radomiu godziny. No i niesamowicie denerwujące przestoje - po kilkanaście minut na stacji "nie-wiadomo-po-co", skoro i tak jesteśmy spóźnieni.
W końcu, godzinę przed Krakowem postój się przedłuża - po wyjrzeniu przez okno naszym oczom ukazuje się kordon służb: policja, strażacy, ratownicy, z czarnymi workami... po kilkunastu minutach przychodzi konduktor i mówi, ze ktoś wpadł pod pociąg, ze "sprzątanie" to potrwa jeszcze ze 3 godziny, ale możemy się przesiąść w inny, zapchany pociąg do Krakowa, który przyjedzie za 20 min. Cóż robić, wsiadamy, ostatnia godzina mija nam na siedzeniu na walizkach na korytarzu (sukces dnia - zasnęłam na stojąco).
W Krakowie koleżanka oddała "swoje" dzieci ich rodzicom, a ja z reszta starałam się zdążyć na pociąg do Katowic. Hurra! Zdarzyliśmy, po pól godz przychodzi konduktor i mówi nam, ze mamy bilety na Przewozy Regionalne a jedziemy IC TLK. Jako, ze był miły, wysadził nas w Krzeszowicach i kazał czekać na najbliższy osobowy do Katowic. Czyli jakieś 50 minut.
Gdy w końcu przejechał, wsiedliśmy do dusznego, zapchanego wagonu. Była jakaś 23 godzina podroży, a ja gdy tylko znajdowałam miejsce by się oprzeć/usiąść to odpływałam. Oczywiście, dzieciaki miały tysiące pytań w stylu kiedy będziemy, daleko jeszcze, na którym peronie się zatrzymamy, w jakim wagonie jesteśmy...
W końcu - Katowice, szybkie oddanie dzieciaków i szturm na kasę, by zdobyć bilet na najbliższy pociąg do Wrocławia. Pani w kasie musiała na nas nakrzyczeć, ze nie jest informacją i nie wiem kiedy jest najbliższy.. ale później, gdy na nas spojrzała, zerknęła na rozkład wiszący przy jej twarzy i powiedziała - za półtorej godziny.
To było ciężkie półtorej godziny, siedziałam na ławce, walczyłam ze snem, wokół szalała burza. Jak w filmie.
Kolejny pociąg, prawie punktualnie. To tylko 3 godziny - przeżyję. Nawet da się pospać, po czym wraca chęć do życia. W międzyczasie - spoźnienie między Opolem a Brzegiem sięga pół godziny. Ale co tam.
Wrocław - 22.00.
Podróż trwała 26,5 godziny. Da się w tym czasie oblecieć świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz