finiszuję ostatnio, więc nie mam czasu pisać, a tematy się mnożą.
Niedawno, przy okazji pobytu w domu spotkałam się ze znajomymi z
poprzedniego życia. Było kilka spotkań.
Przy rozmowie z jednym znajomym, całkiem swobodnie wypsnęło mi się, że mieszkam z dziewczyną. Gdy żartem zapytał, czy mam
dziewczynę, odpowiedziałam - owszem, przecież mowie, że z nią mieszkam. Jego konsternacja warta była zobaczenia. Później natomiast mnie wyśmiał, następnie zaczął mnie nawracać, na
właściwa drogę, mówiąc, że: to fanaberia, na pewni nikt mnie nie chciał (było to wyjątkowo chamskie ze strony faceta, który rzuca kobiety przez SMSa), że "porządny seksik" załatwiłby sprawę, ze "taka fajna kobietka pójdzie na zmarnowanie". I całe mnóstwo innych bzdur. Co więcej, wypytywał mnie o intymne szczegóły przy moim bracie. Raz, ze młody nie przepada za tematem
ja i moja dziewczyna, to on mnie tez nie opowiada o swoich dziewczynach i co z nimi robi. Nie dziwi mnie to.
Cóż, rozmowa zakończyła się oklepanych szlagierem
macie zabawki? Złość i rozpacz bierze. I przykro się robi. Ale cóż, widzimy się raz na pół roku, możne po tej rozmowie jeszcze rzadziej.
A! pomalowałyśmy mieszkanie z ukochaną. znaczy ona zdrapywała, gruntowała, malowała... a ja przyszłam ogarnąć chaos. Lubię podział rol w naszym związku. I śliczny kolor ścian tez lubię. I regał in spe. I kocham.
Edit - M. kazała dodać coś od siebie. Cóż mogę powiedzieć? O! Może pogratuluję wytrwałości w związku z egoistą i zapatrzonym we własny czubek nosa dupkiem. Albo pogratuluję zakończenia toksycznego związku.
Smaż się w piekle P.