Nienawidzę niedzielnych centrów handlowych, choć dają mi (kiepsko opłacaną, za to bogato bogato pogardzaną) pracę. Nie cierpię ludzi, którzy turystycznie snują się po centrum. Nie chcę pisać oklepanych frazesów o "nowych świątyniach" i "ołtarzach pieniądza", choć tkwi w tym pewnie szpileczka prawdy. Nie drżę o ich konsumpcyjne dusze - egoistycznie chodzi mi tylko o mój komfort. Klienci w tygodniu przychodzą kupić. W weekend, a szczególnie w niedzielę - poogladać, pomacać, czy powkurzać obsługę. I ignorować wszystkie napisy w stylu "nie wchodź z lodami, nie pchaj palców do klatki, nie pukaj w szybkę". Wstrętne lemingi.
a na poprawę humoru
Wegetariańskie śniadanie - cud
garść pokrojonych truskawek
banan pokrojony
garść musli
jogurt
Zabełtać. Zjeść.
(chcę się wyprowadzić do kraju, gdzie truskawki są dostępne przez więcej niż miesiąc w roku... a ja zarabiam przyzwoite pieniądze i to bez pracy w niedzielę (na razie, mimo niedzieli, pieniądze są wybitnie nieprzyzwoite i to w dół)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz